wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 1

Leżałam na łóżku słuchając muzyki i wystukując palcem rytm w nieskazitelnie białą ścianę. Chciałam się odciąć od tego wszystkiego, zaczynała mnie męczyć ta cała sytuacja. Kiedy odpływałam w sen w towarzystwie wolnej, smutnej piosenki, zadzwonił telefon.
- Lenaaaa! – usłyszałam w słuchawce głos mojej najlepszej przyjaciółki Aureli. Musiałam nieco oddalić słuchawkę od ucha, żeby nie stracić słuchu.
- Słucham Cię, nie musisz się tak wydzierać. – upomniałam ją, masując moje poszkodowane ucho.
- Zgadnij, kto ma trzy bilety na wakacje w Miami? – zaszczebiotała radośnie, tym razem nieco ciszej. – Na cały miesiąc!
- Ty? – ożywiona, usiadłam na łóżku.
- Tak! Mój tata otrzymał je z pracy, jako najlepszy pracownik miesiąca. – jej tata pracował w wielkiej korporacji, gdzie ludzie zarabiają ciężkie pieniądze, a co za tym idzie i ciężko pracują. – Na szczęście ma już inne plany, więc dał mi je i kazał zabrać swoje przyjaciółki! Cudownie, prawda? – wydarła się ponownie, ale tym razem już jej nie skarciłam.
Jak można być złym na dziewczynę, która właśnie uratowała Ci wakacje?
Nie specjalnie podobała mi się perspektywa spędzenia wakacji z mamą i ojczymem, nad polskim morzem, całymi dniami nudząc się i czytając głupie romansidła na plaży.
- Tak, cudownie! – teraz  podekscytowanie udzieliło się i mnie. – zabierasz też Blankę? – zapytałam naszą drugą przyjaciółkę.
- Jasne, właśnie do niej dzwonię. Pakuj się, wyruszamy już za tydzień! – rozłączyła się, a ja z szerokim uśmiechem odłożyłam telefon na pobliską szafkę.
Zmieniłam też piosenkę na mojej MP4. Taką chwilę trzeba uczcić zdecydowanie weselszym repertuarem.




- Jak to nie mogę jechać?! – krzyknęłam zaszokowana, stojąc pośrodku kuchni z rozłożonymi rękami.
- Jedziesz z nami, do Sopotu, te wakacje spędzimy rodzinnie. – zarządziła surowym głosem mama.
- Mamo, czy ty siebie słyszysz? – byłam bardzo oburzona – Między Miami a Sopotem jest wielka przepaść. Pierwszy raz mam szanse na udane wakacje, a ty wszystko niszczysz! – załamał mi się głos, spojrzałam na nią błaganie.
Ona jednak wróciła do mycia naczyń i nawet nie zadała sobie tego trudu żeby odpowiedzieć.
- Poza tym albo spędzę je z koleżankami, albo z… nim. – wskazałam na mojego ojczyma, który siedział przed telewizorem i oglądał mecz piłki nożnej, wszystko głośno komentując.
- Daj spokój, będzie super. – powiedziała łagodnie, próbując mnie zbyć.
- Ja już wiem jak będzie. Będziemy siedzieć całymi dniami na niewygodnych leżakach i palić się na słońcu. – zawyrokowałam obrażonym tonem. – To Stany Zjednoczone i na dodatek za darmo! – wyraźnie zaakcentowałam moje ostatnie słowa.
Spojrzała na mnie spod swoich zmęczonych oczu. Było jej przykro, że nie chce z nimi jechać, ale na moim miejscu też byście nie chcieli.
- Nic nie powiesz? – zapytałam zdziwiona, a kiedy nie otrzymałam żadnej odpowiedzi, wybiegłam z domu i mocno trzasnęłam drzwiami.
Słońce unosiło się wysoko ponad horyzontem, było strasznie ciepło, a złość którą w sobie gromadziłam podwyższyła temperaturę mojego ciała o 100 stopni.
Szybkim krokiem zmierzałam w stronę domu Blanki, miałam to szczęście, że mieszkała bardzo blisko mnie, tylko kilkanaście domów dalej.
Brukowa droga doprowadziła mnie prosto pod dom przyjaciółki.
Odpuściłam sobie eleganckie pukanie do drzwi, u nas to już dawno wyszło z mody, a poza tym byłam zbyt zdenerwowana żeby zaprzątać sobie głowę czymś tak mało istotnym.
- Dzień dobry! – krzyknęłam w progu do rodziców Blanki, którzy odpowiedzieli mi szerokimi uśmiechami i popędziłam na górę, o mało nie przewracając się na śliskich schodach.
Wpadłam do pokoju i od razu rzuciłam się na łóżko przyjaciółki, na którym porozkładane były różne letnie ubrania.
- Ej, już wyprasowane! – wygoniła mnie z łóżka, więc ostatecznie musiałam zadowolić się twardym krzesłem, ustawionym naprzeciwko biurka.
- Nie jadę. Nie mogę. – poinformowałam ją smutnym głosem.
- Jak to nie jedziesz? – zaprzestała składania ubrań i wlepiła we mnie swoje śliczne zielone oczy. Może i nie była tak ładna jak Aurelia, wysoka, szczupła blondynka, ale te oczy dodawały jej niesamowitego uroku.
- Będzie gnić w tym czasie z mamą i nim w Sopocie. – wlepiłam swój zawiedziony wzrok w podłogę.
- Słuchaj, zaraz przyjdzie Aurelia, na pewno coś wymyślimy. – pocieszyła mnie i założyła sobie kosmyk swoich długich, czarnych włosów za ucho. Jej usta jak zwykle były pomalowane ciemnoczerwoną szminką.
Ma duszę artystki i twierdzi, że każdy artysta musi mieć jakiś znak rozpoznawczy.
Jej znakiem są krwisto czerwone usta.
- Bierzesz to wszystko? – wskazałam na górę ciuchów, rozrzuconą po całym pokoju.
- Nie no co ty, to tylko połowa. Jest jeszcze druga szafa. – uśmiechnęła się do mnie szeroko i powróciła do składania ubrań.
Cała Blanka, optymistka. Jest pewna, że Aurelia coś wymyśli i pojadę razem z nimi.
To prawda, że nasza sprytna blondynka ma zawsze jakiś plan w zanadrzu, ale tym razem to nie takie proste. Mama się uparła, a jak coś sobie postanowi to raczej szybko nie zmienia zdania. Mam to po niej.




- Cześć dziewczyny! – do pokoju weszła Aurelia, o figurze modelki. – Mam coś dla was. – oznajmiła i wręczyła nam po kubku zimnego koktajlu truskawkowego. – Idealne na taki upał. – stwierdziła, a jej duże niebieskie oczy, nadal lśniły z podekscytowania. 
Sprzątnęła z dywanu wszystkie rzeczy Blanki (czyli po prostu rzuciła na drugi koniec pokoju) i na nim usiadła, wyciągając przed siebie nogi.
- Lena, co z tobą? – przyglądnęła mi się podejrzliwie – Nie cieszysz się?
- Nie mogę z wami pojechać. – wyznałam.
- Co, dlaczego?!
Wyjaśniłam im wszystko dokładnie i zrezygnowana spojrzałam na swoje przyjaciółki.
Aurelia okręcała swoje długie blond włosy wokół palca. Zawsze tak robiła kiedy nad czymś intensywnie myślała. Dlatego też potrafiła wykonywać tą czynność przez cały sprawdzian z matematyki.
- Nie martw się. – powiedziała w końcu – Moja mama z nią porozmawia, posiada silną siłę perswazji. Spokojnie możesz się pakować. – mrugnęła do mnie porozumiewawczo – Nie możesz spędzić swoich 17 urodzin w towarzystwie nudnego ojczyma.
Dalej nie byłam do końca przekonana, ale Aurelia rzadko się myliła i zawsze dotrzymywała obietnic. Podniosło mnie to trochę na duchu. Nie zniosłabym myśli, że mogłoby być inaczej. Wszystko pójdzie zgodnie z planem. Musi pójść.





Rzeczywiście, kiedy tylko wróciłam do domu, mama zachowywała się jakby nasza poranna rozmowa nigdy się nie odbyła. Wręcz cieszyła się na mój wyjazd, albo przynajmniej udawała. Nasza rodzina słynęła z dobrej gry teatralnej.
Nie mam pojęcia co mama Aurelii jej powiedziała, ale niewątpliwie muszę się od niej tego nauczyć. To bardzo przydatna sztuka.
Z zupełnie nowym nastawieniem zaczynałam następny dzień. Od razu przystąpiłam do pakowania. Wyniosłam z piwnicy największą torbę jaka znalazłam i przy głośnej muzyce zabrałam się do roboty.
Wszystkie letnie ubrania wyrzuciłam na środek pokoju i zaczęłam w nich przebierać.
Czarna, plisowana spódnica – biorę. Żółty podkoszulek z odkrytymi plecami – odpada.
Przesiedziałam tak pół dnia, zastanawiając się co mogłabym jeszcze zabrać w swoją podróż. Za dwa dni wylatywałyśmy do Miami. Jeszcze nigdy nie byłam tak bardzo podekscytowana. To zupełnie nowa przygoda, jakiej jeszcze nie miałam okazji doświadczyć. Już czułam, że spędzę tam niezapomniane chwilę, gdybym wtedy tylko wiedziała jak wiele wtedy miałam racji… 

2 komentarze:

  1. Dla dziewczyn zapowiadają się wakacje życia. I dobrze!
    Miami!
    Nie napisałam pod bohaterami, ale obsada fantastyczna! kocham wszystkich.
    Odmłodzonych w szczególności ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Oo, za bilet do Miami dałabym się pokroić ;( I chociaż Sopot też jest ok, to jednak nie to samo.
    Sama mam 'macochę' i chociaż nic do niej nie mam to chyba nie chciałabym spędzić z nią i swoim ojcem "cudownych" wakacji :D

    Pozdrawiam, M ;*

    OdpowiedzUsuń