niedziela, 30 listopada 2014

ZAPRASZAM NA NOWEGO BLOGA

Tym razem nie o skokach narciarskich, ale do tego tematu na pewno jeszcze kiedyś wrócę :)
 A teraz czas na coś nowego.

http://dopokiwalczyszwygrywasz.blogspot.com/

sobota, 28 czerwca 2014

EPILOG

Od tamtego wydarzenia dogadywaliśmy się z Andreasem lepiej niż kiedykolwiek mogłabym przypuszczać. Spędziliśmy ze sobą naprawdę cudowne wakacje, których nigdy nie zapomnę.
Randki na plaży, długie nocne spacery czy po prostu zwykłe rozmowy z nim złożyły się na najpiękniejszy czas w moim życiu. Niestety wszystko zawsze ma swój koniec. Tak samo zbliżał się koniec wakacji, a dzisiaj był nasz ostatni dzień pobytu w hotelu.
Od samego początku dnia wszyscy byli markotni i niewiele się odzywali. Już za niedługo, każdy miał powrócić do swojego życia, a te momenty, które spędziliśmy tutaj, mogły już nigdy nie wrócić.
Pakowałam swoje rzeczy w całkowitej ciszy, nie chciałam wyjeżdżać, nie chciałam rozstawać się z Andreasem. Była to jedyna osoba na tym świecie, przy której całkowicie mogłam być sobą. Dziewczyny co chwilę zerkały na mnie ze współczuciem, one nie przywiązały się tak do nikogo. Aurelia pozostała w czysto przyjacielskich kontaktach zarówno z  Gregorem jak i z Thomasem, a tajemniczy chłopak Blanki zniknął tak szybko, jak się pojawił.
Z westchnieniem zamknęłam swoją dużą walizkę i zatrzasnęłam za sobą drzwi do pokoju, ostatni raz jeszcze patrząc na nasze hotelowe łóżka. Zeszłam do holu, gdzie czekały na mnie gotowe już dziewczyny i skoczkowie.
Po kolei zaczęłam żegnać się ze wszystkimi Austriakami, obiecując im, że na pewno jeszcze kiedyś się spotkamy. Potem przytuliłam się do Kamila, który powiedział mi, żebym się rozchmurzyła, bo Andi ma dla mnie niespodziankę. Ucieszyłam się, ale nie potraktowałam jego słów specjalnie poważnie.
Pożegnanie z każdym ze skoczków zajęło mi bardzo dużo czasu, gdyż wszystkich bardzo polubiłam. Właśnie kierowałam się w stronę Andreasa, kiedy on bez słowa przejął ode mnie bagaż i wpakował go do taksówki, stojącej przed hotelem.
Kiedy moja torba znalazła się już w aucie, obrócił się w moją stronę i po raz ostatni mogłam spojrzeć w jego błękitne oczy.
- Obiecaj mi, że o mnie nie zapomnisz. – objął mnie w talii, a jego głos był niezwykle poważny – Możesz do mnie pisać i dzwonić, kiedy tylko będziesz chciała. Nie będę miał dużo czasu ze względu na treningi, ale dla Ciebie na pewno zawsze go znajdę. – mocno mnie przytulił, a ja poczułam jego ciepły oddech na swoim policzku.
- Dobrze. – powiedziałam drżącym głosem. Tylko na tyle było mnie stać, bo miałam wrażenie, że jak będę chciała coś dodać, momentalnie się rozpłaczę.
- Poza tym mam dla Ciebie bardzo dobrą wiadomość. – wypuścił mnie z objęć, a jego pełne usta ułożyły się w typowy dla niego, krzywy uśmiech. – Załatwiłem dodatkowe miejsce w kadrze i będziesz mogła jeździć z nami w zimie na każde zawody.
Z zaskoczenia, otworzyłam szeroko buzię.
- J…jak… jak to? – wydukałam.
- Zawsze mamy kilka wolnych miejsc w autobusie i pokojach, gdyby któraś z naszych dziewczyn chciała pojechać razem z nami. W tym roku jedno z miejsc przypada tobie.
- O mój boże! Tak się cieszę! – krzyknęłam i rzuciłam się Andiemu w ramiona.
Blondyn roześmiał się pogodnie i podniósł mnie do góry, a następnie okręcił się wokół swojej własnej osi, ze mną w swoich ramionach.
- Dziewczyn niestety wziąć nie mogę, ale jestem pewny, że i tak będziesz się wspaniale bawić. – stwierdził pewnym siebie głosem, a ja już nie mogłam wytrzymać i pocałowałam go czule w usta.
Ten ostatni raz, zanim rozstaniemy się na długi czas. Rozchyliłam lekko wargi, a on odpowiedział mi głębokim pocałunkiem. Chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie. Wplótł mi rękę w moje rozczochrane włosy. W pewnym momencie odsunęłam się troszkę od niego, by móc jeszcze raz spojrzeć w jego niebieskie oczy, a następnie położyłam mu głowę na ramieniu, by móc wdychać cudowny zapach jego perfum.
- Kocham Cię. – szepnął, a ja poczułam gęsią skórkę na całym ciele.
Powiedział mi to pierwszy raz, a te słowa brzmiały w jego ustach tak pięknie, że chciałabym by powtarzał mi to cały czas.
- Ja też Cię kocham. – powiedziałam chyba jeszcze ciszej, tak by tylko on mógł to usłyszeć.
Chciałabym, żeby ta chwila należała tylko do nas, nie chciałam się dzielić nią z nikim innym.
- Ej gołąbeczki, pora jechać! – krzyknęła do nas Aurelia, psując cały romantyczny nastrój, który przed chwilą wytworzyliśmy.
- Zabiję kiedyś tą dziewuchę. – westchnął Andreas, wypuszczając mnie ze swoich objęć, a ja głośno się zaśmiałam i obróciłam się w stronę czekającej na mnie taksówki.
- Czekaj, bez tego Cię nie puszczę. – Niemiec, chwycił mnie mocno za ramię.
- Bez czego? – zapytałam zdezorientowana.
Andi pochylił się w moją stronę, delikatnie uniósł mi brodę i nasze wargi znowu się zetknęły, a przyspieszone oddechy ponownie się zmieszały.
- Musiałem to zrobić. – wyznał smutnym głosem. – Będę za tobą okropnie tęsknił.
- Ja za tobą też. – przyznałam i ścisnęłam jego dłoń na pożegnanie, a następnie wsiadłam do żółtej taksówki, gdzie czekały na mnie przyjaciółki i zdegustowany kierowca.
-Prosimy na lotnisko. – poleciła Blanka, wręczając mu kilka banknotów.
Auto ruszyło z podjazdu i wjechało na drogę. Obróciłam się do tyłu, by móc pomachać Andiemu i reszcie skoczków. Machałam im tak długo, aż zabolała mnie ręka, tak długo, aż całkowicie zniknęli mi z pola widzenia…



Rozdziałów miało być więcej, ale niestety brakło mi weny. Rozdział 16 pisałam ponad miesiąc, jednak był taki beznadziejny, że zdecydowałam się na zakończenie opowiadania w tym miejscu i napisanie epilogu. Zamierzam kontynuować tą powieść i napisać drugą część. Będzie się ona działa podczas zimowego sezonu skoków narciarskich, ale zacznę ją pisać dopiero kiedy wróci wena, żeby nie męczyć was jakimiś dennymi rozdziałami. :)
Na pewno poinformuję was o powstawaniu nowej części, więc zaglądajcie tu od czasu do czasu, zresztą pewnie będzie ona kontynuowana na tym blogu.
Co jeszcze... Chciałabym wam bardzo podziękować, za wasze komentarze i udzielanie się tutaj, gdyż dodawało mi to niesamowitej weny, gdyby nie one pewnie skończyłaby mi się ona po 4 rozdziale :P
Wiem, że ten epilog nie jest najpiękniejszy, ale mimo to, proszę o wasze komentarze, żeby powiedzieć jak podobała się wam całość :)
Mam nadzieję, że wypowiedzą się nawet Ci, którzy generalnie nie wstawiali swoich opinii, na koniec byłaby to dla mnie miła niespodzianka.
Pozdrawiam :*

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 15

Kiedy następnego dnia obudziłam się i zeszłam na śniadanie Andreas już był w hotelu i wesoło gawędził z moimi przyjaciółmi. Nie sądziłam, że przyjedzie tak wcześnie, miałam nadzieję, że będę miała trochę więcej czasu na przemyślenie jego wczorajszych słów, które bardzo mnie zaskoczyły. Mimo wszystko, czułam się dziwnie zadowolona i nawet podobało mi się to co usłyszałam. Jedyną przeszkodą, która wyraźnie blokowała mi wszystkie możliwości rozegrania w ciekawy sposób naszej znajomości, był Daniel, ale postanowiłam o nim nie myśleć.
- Już jesteś. – uśmiechnęłam się ciepło do Niemca, na co on odpowiedział tym samym.
Czułam, jak mój żołądek zaczyna tańczyć jakiś taniec, a serce osiąga rozmiar arbuza.
O co chodzi? – pytałam samą siebie, ale nie chciałam odpowiadać sobie na to pytanie, za bardzo bałam się odpowiedzi, którą bym sobie udzieliła.
Podczas wspólnego śniadania, który stał się naszą tradycją niewiele mówiłam, byłam pogrążona w swoim własnym świecie, zamieniłam się miejscami z Blanką, która dzisiaj była wyjątkowo rozgadana. Wymieniłam tylko kilka uwag z Kamilem i Michim, którzy siedzieli obok mnie i z rozbawianiem słuchałam żartów Gregora i Thomasa.
Kiedy odkładałam talerz, na stos innych brudnych naczyń, poczułam, że ktoś kładzie dłonie na moich ramionach. Obróciłam się, był to Andreas. Jego oczy błyszczały z podekscytowania, a siniak który kiedyś widniał pod lewym okiem był już prawie niewidoczny.
- Mam propozycję na dzisiejszy wieczór i nie ma opcji żebyś jej nie przyjęła. – ściągnął ręce z moich ramion i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Akurat dzisiaj, wyjątkowo, nie mam nic do roboty i jestem wolna. – odparłam z przekąsem.
- Świetnie, więc dzisiaj o 20, przed głównym wejściem w hotelu. – poinformował mnie, a następnie obrócił się i zniknął za drzwiami jadalni.
Zmarszczyłam czoło w zamyśleniu. Dlaczego tak szybko zniknął? Nie mógł powiedzieć mi czegoś więcej? Jeżeli liczy na to, że będę wyczekiwać cały dzień godziny 20 i nie będę o niczym innym myślała, to jest w błędzie. Aż tak bardzo nie zależy mi na tym spotkaniu.

Jednak już po 2 godzinach przekonałam się, że jeżeli tak myślał, to miał rację. Od śniadania, myślałam tylko o tym co szykuje Andreas i dlaczego robi z tego taką tajemnice.
Inni skoczkowie, na pytanie, czy wiedzą co knuje Andi odpowiadali mi lekkim uśmieszkiem, bądź też zbywali mnie wzruszeniem ramion.
- Nie mów, że nie możesz się doczekać. – zaśmiał się Kamil, mrużąc śmiesznie oczy.
- Wcale tak nie jest. – siliłam się na obojętny ton – Czyta ciekawość i tyle…
- I tyle…- powtórzył po mnie, cały czas bacznie mi się przypatrując.
- No co? – zniecierpliwiłam się i włożyłam dłonie do przednich kieszeni krótkich spodenek.
- Wpadłaś! – krzyknął, po czym z szerokim uśmiechem opuścił pokój i zostawił mnie samą.
Z westchnieniem rzuciłam się na swoje miękkie łóżko. Mylił się. Wcale nie wpadłam. Nie zakochałam się w Andreasie, prawda? Przecież jest Daniel… był… w zasadzie to już sama nie wiem.

Około godziny 19 rozpoczęłam przygotowania. Po długim zastanowieniu, w końcu wyciągnęłam z szafy, krótką sukienkę w kwiatowe wzory, z odsłoniętymi plecami. Była to jedna z najładniejszych sukienek jakie miałam. Przeglądnęłam się w lustrze i wykonałam kilka obrotów. Prezentowałam się całkiem nieźle. Potem przeszłam do dalszej części zadania.
Pomalowałam rzęsy czarnym tuszem, a na powieki nałożyłam jasnobrązowy cień. Następnie pociągnęłam usta jasnym błyszczykiem. Postanowiłam, że włosy pozostaną rozpuszczone i pozwolę moim falom swobodnie spływać na gołe plecy.
Wystarczy. – pomyślałam – Nie chcę, żeby pomyślał, że stroję się tak dla niego. Żeby zachować równowagę, włożyłam na bose stopy japonki i już pół godziny przed czasem byłam gotowa do wyjścia.
Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! – zawołałam, chowając do kosmetyczki tusz, którym się przed chwilą malowałam.
Drzwi otworzyły się i wyglądnął zza nich Michael, który gwizdnął na mój widok.
- Cudownie wyglądasz. – powiedział, wywołując tym stwierdzeniem wypieki na moich policzkach. – To dla niego?
- Dla kogo? – zapytałam, udając dziewczynę mającą niespełna rozumu.
- Czyli tak. – stwierdził i usiadł na łóżku obok mnie.
Nie odpowiedziałam na to, tylko uśmiechnęłam się lekko, gładząc kwiatową sukienkę.
- Jeżeli to cię pocieszy, to Andi stoi już pół godziny przed lustrem i przymierza wszystkie koszule, które wziął ze sobą. Jest gorszy niż baba. – dodał – W końcu ty już się z tym uporałaś.
Dałam mu kuksańca w żebro i roześmiałam się. Uwielbiałam Michiego, tak samo jak Kamil zawsze świetnie się z nim gadało i potrafił mnie rozbawić.
- Szczęściarz z tego Andreasa… - powiedział zamyślonym tonem, wpatrując się w ścianę przed nami, pokrytą jasnozieloną farbą.
- A ty nie masz nikogo? – spojrzałam na niego zaskoczona. Byłam pewna, że ma kogoś w Austrii. Był naprawdę przystojny, a dodatkowo świetnie skakał.
- Miałem. – odpowiedział cicho – Zerwała ze mną zaraz przed naszym przyjazdem tutaj. Dlatego na początku byłem taki dziwny. Przepraszam.
- Nie ma problemu. – odparłam spokojnie i położyłam mu głowę na ramieniu.
To dlatego wtedy zachowywał się jak gbur i nie chciał z nikim rozmawiać. Zawsze mnie to zastanawiało. Niesprawiedliwie go wtedy oceniłam, zresztą robię to z połową ludzi na tym świecie. Wyrabiam sobie o nich opinię, jeszcze zanim zdążę ich dobrze poznać.
- Nie zatrzymuje Cię. – Michi spojrzał na zegarek, który miał założony na lewej ręce. Jest już za pięć 20, lepiej żebyś się nie spóźniła. Życzę udanego wieczoru. – pocałował mnie w policzek, po czym wyszedł z pokoju.
Ja jeszcze narzuciłam na plecy czarną chustkę, a chwilę później zrobiłam to samo, cicho zamykając za sobą drzwi do hotelowego pokoju.

Kiedy zeszłam do holu, Andreas już tam był i siedział w kremowym, skórzanym fotelu.
Był ubrany w czarne, krótkie spodnie sięgające mu do kolan i błękitną koszulę, która podkreślała kolor jego cudownych oczu, a jego włosy prezentowały artystyczny nieład. Wyglądał nieziemsko. Powinno się zabronić posiadania takich oczu, albo wprowadzić ustawę, która mówiłaby, że chłopcy z takimi cudownymi oczami muszą chodzić codziennie w ciemnych okularach. Chyba, że dla równowagi mieliby wielki nos, lub ogromne uszy. Wtedy można by im było na to zezwolić.
Kiedy tylko mnie zauważył, wstał i zlustrował mnie spojrzeniem od stóp do głowy.
- Wow. – wyszeptał, a ja uśmiechnęłam się z satysfakcją.
- Wyglądasz…. Wyglądasz prze…pięknie. – wydukał i wyjął zza pleców czerwoną różę, której wcześniej nie zauważyłam.
- Dziękuję. – odparłam, trochę zawstydzona – I za komplement i za różę. – wskazałam na kwiat, który teraz ja trzymałam w ręce. – No i ty też wyglądasz całkiem nieźle.
Andreas zaśmiał się cicho, a następnie chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.
- Gdzie idziemy? – zapytałam zdezorientowana.
- Niespodzianka! – wykrzyknął i przyspieszył kroku.
- Nie mów, że zaraz zawiążesz mi oczy i będziesz prowadził jak niewidomą. – westchnęłam, dziękując w duchu za to, że ubrałam japonki, a nie eksperymentowałam z butami na obcasie.
Niemiec zatrzymał się i spojrzał na mnie rozbawiony.
- W zasadzie nie pomyślałem o tym… ale skoro nalegasz.
Ściągnął mi z pleców czarną chustę, którą nałożyłam przed wyjściem i zawiązał mi ją na oczach.
- To już jakieś przegięcie. – jęknęłam, próbując rozwiązać sobie supeł z tyłu głowy, jednak nic z tego, był za mocny.
- Nie marudź. – poczułam jego ciepły oddech na swojej szyi, a następnie położył mi dłonie na talii i kazał iść prosto.
Wstrzymałam oddech i starałam się nie zwracać uwagi na to, że moje ciało zalała fala gorąca i miałam wrażenie, że zaraz runę jak długa na piasek. Mam nadzieję, że w razie potrzeby Andi orientuje się w pierwszej pomocy.
- Rozluźnij się. – szepnął mi prosto do ucha, a ja poczułam gęsią skórkę, rozchodzącą się na moich rękach.
- Przestań! – zatrzymałam się i krzyknęłam, niezbyt głośno, gdyż moje ściśnięte gardło na to nie pozwlało.
- Co mam przestać? – zapytał i chociaż go nie widziałam, byłam pewna, że teraz na jego twarzy gościł łobuzerski uśmieszek, wyrażający satysfakcje.
- Po prostu nie rób… tego. – odetchnęłam głęboko, każąc w myślach mojemu ciału się uspokoić.
- Zapytałbym czego, ale nie chcę Cię złościć. – stwierdził, a w tonie jego głosu było słychać, że powstrzymuje się od śmiechu. – Idziemy dalej. – zarządził i ponownie położył mi dłonie w talii.
- Nie. – zaprotestowałam. Po prostu mów w którą stronę mam iść, dam sobie radę. – wyrwałam się z jego uścisku i czekałam na instrukcje.
- Cały czas prosto. – poinformował mnie i usłyszałam jak cicho parska śmiechem.
Chciałam dać mu kuksańca między żebra, ale nie wycelowałam i mój łokieć trafił w powietrze.
Z westchnieniem obróciłam się w przeciwną stronę i zaczęłam iść.
- Nie tutaj. – Niemiec delikatnie złapał mnie za łokieć i wskazał dobry kierunek.
Po kilku minutach wolnego marszu, powiedział, że mogę się zatrzymać, co przyjęłam z wielką ulgą.
- Możesz mi już to zdjąć? – wskazałam na czarną chustę, obwiązaną dookoła mojej głowy.
Po chwili odwiązał mi chustkę, która przysłaniała mi widok na cały świat, a moim oczom ukazał się jeden z najpiękniejszych widoków jakie widziałam.
W oddali, w świetle gwiazd, znajdujących się nad nami, połyskiwał spokojny ocean. Na pisaku, tuż przed nami był rozłożony duży, brązowy koc, na którym leżała gitara, otoczona małymi świeczkami. Paliły się one jasnoniebieskim płomieniem.
Otwarłam usta ze zdziwienia i zakryłam sobie usta ręką.
- Podoba Ci się? – zapytał Andreas.
Nie mogłam wydobyć z siebie słowa, jedyne co byłam w stanie zrobić to pokiwać głową i stać tam dalej, wpatrując się w to co zorganizował dla mnie Andi. Dla mnie i tylko dla mnie. To było niesamowite.
- Jednak jeszcze nie koniec niespodzianek na dziś. – poinformował mnie i podniósł, leżącą na kocu gitarę. – Pewnie już nie pamiętasz… - zaczął, przeczesując sobie dłonią burzę jasnych włosów - …jak spacerowaliśmy promenadą i zobaczyłaś młodego muzyka, grającego na gitarze. Bardzo Ci się to spodobało… a ja nie chciałem być gorszy, więc nauczyłem się jednej piosenki… dla Ciebie. Nie będę ukrywał, że jest to jedna z najprostszych jaką znalazłem, ale naprawdę przy trochę trudniejszych wymiękałem i łamały mi się palce na gryfie. – zaśmiał się cicho, a ja nadal wpatrywałam się w niego ze zdumieniem.
- Usiądziesz? – spytał prawie szeptem i poklepał puste miejsce na kocu, obok niego.
Bez słowa zrobiłam to o co mnie poprosił, a Niemiec zaczął grać na gitarze.
A właściwie to brzdękolić, ale to było bez znaczenia. Nie robiło mi też różnicy to, że zagrał ,,Wlazł kotek na płotek”. To w dalszym ciągu była najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek chłopak dla mnie zrobił. Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana, jak marszczy nos kiedy siedzi skupiony i stara się nie popełnić żadnego błędu.
Kiedy skończył grać wybuchnę łam głośnym śmiechem.
- Świetnie to zagrałeś, naprawdę. – mówiłam to między przerwami mojego śmiechu, ale byłam pod wielkim wrażeniem. Nauczył się grać na gitarze, tylko po to by sprawić mi przyjemność.
Andreas nie wytrzymał długo i także zaczął się śmiać, tak że już po chwili leżeliśmy na kocu i śmialiśmy się w niebogłosy. Gdyby ktoś teraz nas zauważył, pomyślałby, że uciekliśmy z zakładu psychiatrycznego.
Kiedy już się trochę uspokoiliśmy, odłożył gitarę na bok i usiadł, a ja podążyłam w jego ślady.
Milczeliśmy. Ja nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć, dalej oczarowana jego postawą, a Andiego chyba bardzo zmęczyła gra na gitarze.
W pewnym momencie odwrócił się w moją stronę i położył mi dłoń na ramieniu. Myślałam, że ma mi coś do powiedzenia, jednak nie odezwał się ani słowem. Zamiast tego przyciągnął mnie do siebie, ujął kosmyk moich włosów i owinął go sobie wokół palca. Drugą dłonią zaczął gładzić mnie po policzku i pochylił się w moją stronę. Nie minęło kilka sekund jak nasze wargi się złączyły. Intensywność tego uczucia całkowicie mnie sparaliżowała.
Na początku całował mnie bardzo delikatnie, ledwie muskał moje wargi swoimi, jakby bał się, że może mnie wystraszyć. Na moment odsunął swoją twarz od mojej i wyszeptał:
- Wciąż tutaj jesteś.
Nasze przyspieszone oddechy się zmieszały a ja uśmiechnęłam się, wspominając nasz ostatni niedoszły pocałunek, kiedy uciekłam zanim zdążył cokolwiek zrobić.
Po chwili delikatnie uniósł wskazującym palcem moją brodę i ponownie odnalazł moje usta.
Tym razem pocałował mnie już mocniej, a mój mózg nie był w stanie wydedukować niczego innego poza parę: „mmmm” które odbijały się echem w mojej głowie. Czułam się cudownie, a zarazem miałam wrażenie, że właśnie kopnął mnie prąd i nie miałam żadnego poczucia świadomości. Oparłam dłonie na jego piersi, a on włożył mi rękę we włosy i przeczesał je palcami. Potem przyciągnął do siebie jeszcze bliżej. Nawet nie zauważyłam kiedy ten nieśmiały pocałunek, przemienił się w dużo bardziej odważny. Andreas był coraz bliżej i w pewnym momencie delikatnie mnie popchnął i przewrócił na plecy. Nasze usta chwilowo się od siebie oderwały, co doprowadziło do cichego jęku, który wyrwał się z moich ust. Byłam kompletnie pozbawiona tchu.
Andreas widząc to, uśmiechnął się szeroko i odparł rozbawiony:
- Lena, spokojnie. Oddychaj, wdech i wydech, wdech i wydech…
- To nie do wiary, że jesteś taki zarozumiały. – westchnęłam, przewracając oczami.
- Przepraszam. – szepnął z twarzą przy mojej szyi, a jego miętowy oddech połaskotał mnie po policzku. – To jest takie cudowne uczucie, że z mojego powodu, zapominasz jak się oddycha. – położył swoje dłonie na mojej tali, co spowodowało kolejny znik powietrza w moich ustach.
- Chłopcy to najbardziej męczące stworzenia na świecie. – wysapałam, patrząc jak napawa się moim bezbronnym widokiem – Zaraz po emerytowanych urzędnikach, sprzedawcach w sklepie z bielizną i starszymi paniami w autobusie.
Andi zaśmiał się cicho, patrząc mi głęboko w oczy, czym doprowadził mnie do szaleństwa. Miałam wrażenie, że pływam w oceanie radości. Jasne iskierki wręcz pryskały z jego oczu.
Jeszcze raz pogłaskał mnie kciukiem po zarumienionym policzku i podarował mi krótki, lecz intensywny pocałunek, a następnie wstał i wyciągnął do mnie rękę.
- Nadal jesteś mi winna taniec. – przypomniał, a ja zwlekłam się z koca i podałam mu dłoń.
Andreas wyciągnął z kieszeni telefon, wybrał jakąś piosenkę, po czym odgarnął mi włosy z czoła i zaczesał je za ucho, do którego wsadził mi słuchawkę.
W moim uchu rozbrzmiała dobrze znana mi piosenka, którą bardzo lubiłam.
https://www.youtube.com/watch?v=rtOvBOTyX00 <------- oto ona
Wsadził telefon do kieszeni spodni, po czym objął mnie mocno w pasie, a ja przytuliłam się do niego i oparłam głowę na jego silnym ramieniu. Czułam się bezpiecznie jak nigdy i miałam wrażenie, że już nic nie jest w stanie zburzyć tego cudownego momentu.
Kołysaliśmy się tak w swoich objęciach, do muzyki i fal oceanu uderzającego o brzeg, a ja modliłam się aby ta chwila trwała wiecznie, ponieważ nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak teraz. 



Przepraszam, że tak długo kazałam czekać na ten rozdział. Na ten rozdział, który myślę, że wam się bardzo spodoba. :)
Jak widzicie jestem niepoprawną romantyczką, najpierw zachód słońca, potem spadająca gwiazda, teraz romantyczny taniec na plaży, Andreas grający na gitarze, świece na kocu, w tle spokojny ocean... zwariować można haha, mam nadzieję, że wam się to podoba :D
+ Mam do was prośbę, niech każdy kto to przeczyta zostawi po sobie komentarz, jakaś wypowiedź, minka, obojętnie co, żebym wiedziała ilu was jest :)


Z dedykacją dla Kasi, wszystko będzie dobrze <3

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 14

Rano, kiedy przyjechaliśmy do szpitala okazało się, że Andreas musi poleżeć jeszcze tutaj kilka dni, gdyż podczas prześwietlenia wykryto jakiś uraz w okolicach kręgosłupa i Niemiec powinien zostać przez pewien czas pod opieką lekarzy. Nie muszę chyba dodawać, że nie był tym faktem zachwycony. Musieliśmy przez kilkanaście minut słuchać jego marudzenia, że przyjechał tutaj na wakacje a nie do szpitala.
- Trzeba było się nie popisywać… Chociaż może się okazać, że pobyt tutaj wyjdzie Ci na dobre. – stwierdził Thomas, rzucając mi badawcze spojrzenie.
- No co? – rzuciłam lekko poirytowana.
- Nic. – uniósł dłonie w geście kapitulacji, po czym włożył je do kieszeni spodni.
- Dobra, dajcie spokój. Przecież widzę, że nie chcecie tu siedzieć. Możecie jechać do hotelu. Kilka dni posiedzę sam, nic mi się nie stanie. – odezwał się Andi, wykonując rękoma gest, wyganiania nas z sali.
- Możemy się zamieniać. – wpadł na pomysł Michael – Nie ma sensu siedzieć tu całą grupą.
Ja posiedzę z Tobą do obiadu, a potem ktoś mnie wymieni. – obrzucił nas pytającym spojrzeniem, a kiedy się zgodziliśmy, zostawiliśmy go samego i ruszyliśmy do hotelu.

Spędziliśmy cały dzień na plaży, grając w siatkówkę, pływając w morzu i opalając się. Było okropnie gorąco, ale chwilę ulgi znaleźliśmy w zimnych koktajlach, które kupiliśmy w pobliskim barze. Po obiedzie do szpitala pojechał Kamil, natomiast na wieczór rola towarzysza Andreasa została przydzielona mi. Dziewczyny bardzo cieszyły się, że spędzę z nim trochę czasu sam na sam… i ja właściwie też.
O godzinie 18 pojawiłam się w drzwiach Sali 206, gdzie aktualnie przebywał.
- Niespodzianka! – zawołałam od progu, podając mu zimną Coca- colę, którą kupiłam w automacie na parterze.
- Bardzo miła niespodzianka. – uśmiechnął się promiennie i usiadł na łóżku, robiąc mi przy tym trochę miejsca. Mimo wszystko wolałam jednak usiąść na wygodnym krześle.
Wyjęłam z torebki jakiś niemiecki kryminał, który wcisnął mi Michi i położyłam na stoliku, znajdującym się obok łóżka. Sama natomiast wzięłam do ręki książkę, którą przywiozłam z Polski i otworzyłam na stronie gdzie ostatnio skończyłam.
- Będziemy czytać? – zrobił zawiedzioną minę, niechętnie obracając w rękach swój kryminał.
- A co innego proponujesz? – oderwałam wzrok od książki i zamknęłam ją zapamiętując na jakiej stronie skończyłam.
- Możemy iść na spacer. – odezwał się po chwili namysłu – Tylko mam się nie przemęczać.
- Tak jest. – zasalutowałam mu, na co wybuchł śmiechem.
Po chwili szliśmy już obok siebie, przemierzając kolejne długości szpitalnego deptaku.
Na początku żadne z nas nic nie mówiło, lecz po kilku minutach rozmowa sama się rozkręciła.
Andreas był inny niż wszyscy chłopcy, których dotąd poznałam. Miał bardzo ciekawe zdanie o świecie i specyficzne poczucie humoru, które bardzo polubiłam. Nie należał do takich, którzy gadają tylko o meczach piłki nożnej i najnowszych grach komputerowych. Był o wiele dojrzalszy od moich rówieśników, a starszy ode mnie zaledwie o rok.
Obeszliśmy dookoła cały szpital kilka razy, aż w końcu uznał, że jest już zmęczony i możemy wracać do środka. Kiedy weszliśmy do budynku zalała nas fala przyjemnego chłodu, upał w Stanach, był czasami naprawdę nie do zniesienia.

- Chodźmy jeszcze na dół, do magazynu. – poprosił mnie Andi, kiedy chciałam wejść na schody – Michi zostawił mi tam dwa litry zimnej wody.
- W porządku. – pokiwałam głową i ruszyłam za nim.
Zeszliśmy po stromych schodach i przeszliśmy długi korytarz, żeby w końcu dostać się do magazynu.
- Nie mógł ci zostawić tego w sali? – zapytałam.
- Tutaj jest lodówka. – odparł i przyłożył do jakiegoś czujnika bloczek, który dostał wczoraj od lekarzy. Coś piknęło, Andi otworzył drzwi i wszedł do pomieszczenia, a ja za nim.
Podszedł do dużej lodówki, otworzył ją i wyciągnął stamtąd dużą butelkę wody. Kiedy się obrócił, spojrzał przerażony ponad moje ramię i krzyknął:
- Lena, trzymaj drzwi!
Zanim dotarło do mnie, czego on ode mnie chce, drzwi zamknęły się z trzaskiem. Podeszłam do nich i gwałtownie pociągnęłam je w moją stronę. Nic. Zaczęłam napierać na nie całym ciałem i je popychać. Też bez efektu.
- To na nic się nie zda. – poinformował mnie Andreas – Można je otworzyć tylko od zewnątrz, tym bloczkiem. – otworzył dłoń, w której trzymał małą kostkę.
- To idiotyczne. – westchnęłam – Kto tak strzeże, miejsca z jedzeniem, że nie da się go otworzyć od zewnątrz. – jeszcze raz pociągnęłam za klamkę, jednak tak jak mówił Niemiec, cały czas były zamknięte i nie chciały dać się otworzyć.
- Mogłeś mi powiedzieć. – zauważyłam – Teraz będziemy tu czekać, aż ktoś zgłodnieje lub zechce się napić. – zrezygnowana usiadłam na podłodze i oparłam się o ścianę.
Chłopak podążył w moje ślady i już po chwili siedzieliśmy obok siebie, nic nie mówiąc.
- Zawsze lądujemy gdzieś razem, w sytuacji bez wyjścia, na zepsutym samochodzie, w pokoju bez klamek… - stwierdziłam nieco rozbawiona.
- Jesteś pewien, że nie da się stąd inaczej wyjść? Czy będzie tak jak z tym autem? – przypomniałam mu, patrząc na niego z powątpieniem.
- Nie, tym razem na serio utknęliśmy. – powiedział poważnie, lecz miałam wrażenie, że przez jego buzię przebiegł blask uśmiechu na wspomnienie tego wydarzenia.
Schowałam twarz w dłoniach, nie miałam ochoty spędzać tutaj całego wieczoru, zamknięta w czterech ścianach, czekając aż ktoś w końcu nas wypuści. Dodatkowo nie wiem jak długo będziemy zmuszeni tu siedzieć, a spędzanie dużej ilości czasu w małych pomieszczeniach mnie przeraża.
- Mam klaustrofobię. – wyznałam po cichu.
- To nic, jestem tutaj z tobą. – uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, ale nie poprawiło to mojego samopoczucia. – Może porozmawiajmy o czymś, żebyś zapomniała o swoim lęku? – zaproponował.
Zrezygnowana wzruszyłam ramionami, czekając aż sam podejmie jakiś temat. Przez chwilę milczał, lecz w końcu przejechał swoją dłonią po jasnych włosach, co robił zawsze kiedy się denerwował i zapytał:
- Kim jest Daniel?
Zaskoczona podniosłam na niego wzrok, otwierając ze zdumienia buzię.
- Co… co ty… skąd… ty… - wydukałam, nie wierząc w to jakie pytanie mi zadał.
- Aurelia coś o nim wspomniała. – przyznał – Jednak nie chciała mi zdradzać niczego więcej, twierdząc, że jak będziesz chciała to sama mi o tym powiesz… a więc, chcesz mi powiedzieć? – utkwił we mnie uważne spojrzenie, swoich błękitnych oczu, a ja cieszyłam się, że siedzę, bo w innym wypadku prawdopodobnie przewróciłabym się z wrażenia, jakie wywarł na mnie jego wzrok.
- Ja myślę… ja nie jestem jeszcze na to gotowa. – odparłam, przenosząc wzrok na lodówkę, stojącą po drugiej stronie pokoju. – Zresztą nie ma tutaj nic ciekawego do opowiadania. – starałam się, żeby mój głos brzmiał beztrosko, jednak po jego minie zorientowałam się, że mi to nie wyszło.
- Dobrze. – rzekł spokojnie, zataczając kciukiem małe kółka na swoim kolanie.
- Może to ty powiesz mi o swoich miłosnych przygodach? – zaproponowałam, nerwowo rozglądając się wokoło, miałam wrażenie, że to pomieszczenie robi się coraz mniejsze. Zamknęłam oczy i uspokoiłam oddech. Dam radę, w końcu ktoś musi tutaj przyjść.
- Też nie ma co opowiadać… wykorzystałem wiele dziewczyn. – przyznał, tym razem unikając mojego wzorku.
 - Chciałeś zrobić to samo ze mną, prawda? – postawiłam wszystko na jedną kartę. Chciałabym móc się dowiedzieć, w co ten chłopak naprawdę gra. Może to był dobry moment.
- Tak chciałem… - zawiesił na moment głos – Tylko, że w twoim przypadku, wydarzyło się coś niespodziewanego, co nie miało miejsca z żadną inną.
- Tak? Co to takiego? – wstrzymałam oddech, wyczekując na odpowiedź, która za chwilę miała paść z jego ust.
- W Tobie się zakochałem.
Tym razem powstrzymałam swój odruch otwarcia buzi na całą szerokość. Nie sadzę, żeby ktokolwiek mógł wyglądać korzystnie z taką miną. Siedziałam tylko w ciszy i wpatrywałam się w białą ścianę. Co miałam odpowiedzieć? Podziękować? Nie to byłoby głupie.
Co w ogóle powinnam o tym myśleć? Cieszyć się? W gruncie rzeczy naprawdę go polubiłam, ale mimo to, że zaczęliśmy od nowa, nie zapomniałam o naszym wcześniejszym konflikcie.
Czekać czy jeszcze coś powie? Aurelia na pewno wiedziałaby co robić na moim miejscu.
- Nie musisz nic mówić. – dodał szybko, jakby zauważając moje zmieszanie.
Rozglądnęłam się wkoło. Starałam się nie myśleć, o tym co mi powiedział, teraz miałam jeszcze jeden problem, pokój skurczył się do minimalnych rozmiarów, a ja zaczynałam mieć trudności ze złapaniem powietrza. Skuliłam się w sobie i objęłam rękami kolana.
- Spokojnie, zaraz ktoś po nas przyjdzie. – próbował uspokoić mnie Andreas, ale ja czułam się jeszcze gorzej, miałam wrażenie, że zostanę tutaj na zawsze, ściśnięta przez ciemne ściany i już nigdy nie będę wstanie ujrzeć świata.
Wydałam z siebie dziwny, piskliwy jęk. Andreas delikatnie mnie objął, a ja położyłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy.
Niech to się skończy. – błagałam w myślach – Wyjdźmy już stąd.
Przez kolejne dwadzieścia minut siedziałam skulona w jego ramionach, czując jego ciepły oddech na swoim policzku. Cały czas miałam zamknięte oczy i wyobrażałam sobie, że jestem na dużej plaży. Mam do dyspozycji wielką przestrzeń i razem z przyjaciółkami kąpiemy się w morzu.
Nagle usłyszałam charakterystyczne piknięcie przy drzwiach. Gwałtownie otworzyłam oczy i szybko rzuciłam się ku nim. Kiedy wypadłam na korytarz, odetchnęłam z ulgą i oparłam się o ścianę, biorąc głębokie wdechy.
Andreas uśmiechnął się do mnie ciepło, chwycił mnie za rękę i razem wyszliśmy po schodach, kierując się do sali, w której leżał.
- Nigdy więcej. – odparłam, ciężko siadając na krześle, obok jego łóżka.
Spojrzałam na zegar, wiszący nad drzwiami. Wskazówki ustawione były na godzinie 20.
Spędziłam tutaj sporo czasu, powinnam już wracać do hotelu, chociażby po to, aby uniknąć złośliwych komentarzy ze strony Thomasa i Gregora.
- Będę się zbierać. – wstałam i zarzuciłam na ramię torebkę, leżącą na podłodze. – Zobaczymy się jutro.
- Chcesz już iść? Jeszcze ranek nie tak bliski… Słowik to, a nie skowronek się zrywa! – Andreas zmodulował swój głos na bardzo wysoki i przyłożył sobie prawą dłoń do piersi.
- Och, cicho bądź Julio. – zaśmiałam się głośno. Nigdy nie podejrzewałabym go o znajomość cytatów z Romea i Julii. Pozytywnie mnie tym zaskoczył.
- Nie spodziewałaś się. – zgadł, a na jego twarzy pojawił się triumfujący uśmieszek.
Zgodnie pokiwałam głową, po czym pochyliłam się nad nim i dałam mu szybkiego całusa w policzek, a następnie szybkim krokiem wyszłam z pomieszczenia. Nie musiałam się obracać, żeby wiedzieć, że go zaskoczyłam. Nie spodziewał się czegoś takiego. Szczerze mówiąc ja też nie. Mimo to, wychodząc ze szpitala, czułam, że na buzię wpełza mi uśmiech podobny do tego, który widziałam przed chwilą na jego twarzy.


Dobra, to jednak jeszcze nie ten rozdział, który miał się tak wam spodobać, został on odłożony na nieco później, ale obiecuję, że to już niedługo. :D
Przepraszam za to opóźnienie, ale najpierw egzaminy, potem remont w domu i nie miałam kiedy pisać. Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział, bo jadę z klasą na zieloną szkołę, ale postaram się go zamieścić jak najszybciej.
Jak wam się podoba fragment z Romeem i Julią? :P
Od razu mówię, że nie mam klaustrofobii, więc nie mam pojęcia jak takie coś się objawia, czy się krzyczy czy nie może złapać oddechu, ale mam nadzieję, że jakoś poradziłam sobie z tym opisem. :)
+ oglądacie Eurowizję? Jak wam się podobał wysęp Polski? Za kim jesteście? (oczywiście nie licząc naszego kraju) :)
Do następnego! :*
 

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 13

Następnego dnia obudziłem się wyjątkowo późno. Kiedy o godzinie 10 otworzyłem oczy w namiocie już nikogo nie było. Leniwie wygrzebałem się z namiotu i zarzuciłem na siebie ubranie. Szybko, dłońmi rozczesałem nieład na głowie i wyszedłem na zewnątrz. Przed namiotami nikogo nie było, jednak usłyszałem jakieś krzyki i głośne śmiechy dochodzące znad jeziora. Wymijając lodówkę z jedzeniem, którą ktoś postawił na samym środku, ruszyłem w stronę dobiegających mnie głosów.
Kiedy przeszedłem przez gęstwinę krzaków, ujrzałem moich przyjaciół, kąpiących się w jeziorze. Austriacy pływali w wodzie, natomiast Kamil z dziewczynami siedzieli na pomoście i radośnie gawędzili. Lena jak zwykle wyglądała olśniewająco.
Jej mokre włosy, opadały na ramiona, a niebieski strój kąpielowy podkreślał idealną opaleniznę.
 - Andi! Chodź do nas! – zawołał Michi, który właśnie wynurzył się z wody.
Dobrze wyczuł mój nastrój, miałem teraz ochotę na poranną kąpiel. W biegu zdjąłem koszulkę i mocno odbijając się od brzegu, skoczyłem do wody na główkę.
Z uśmiechem przedzierałem się przez kolejne warstwy, gdy nagle napotkałem przeszkodę. Coś ostrego. Bolało. Moja głowa gwałtownie odskoczyła. Ciało zdrętwiało. Nie mogłem się poruszyć. Ani wydobyć słowa. Jedyne co słyszałem to głośne krzyki. Ktoś krzyczał moje imię. Chciałem mu odpowiedzieć, ale jedyne co wydobyło się z mojej buzi to bulgot. Wtem zobaczyłem coś czerwonego. Czerwone strugi mieszały się z wodą. Zamknąłem oczy. Po co mieć je otwarte skoro krew przysłania ci cały świat.

LENA

Od dobrej godziny siedziałam na pomoście z dziewczynami i Kamilem, wesoło rozmawiając na temat skoków narciarskich. Chłopak postanowił nas trochę wtajemniczyć w ich sportowy świat i właśnie objaśniał nam szczegółowo co to jest telemark i skąd takie coś w ogóle się wzięło. Muszę przyznać, że ten sport wcale nie jest taki nudny, jak początkowo mi się wydawało. Teraz, kiedy stopniowo zaczęłam się w to zagłębiać, dostrzegłam wiele interesujących rzeczy.
- Andi! Chodź do nas! – usłyszeliśmy Michiego i wszyscy popatrzyliśmy do kogo kieruje swoje krzyki.
Z lasu wyłonił się Andreas i teraz zmierzał ku nam, jak zwykle prezentując swoją luzacką postawę. Po chwili ściągnął z siebie koszulkę, odrzucił ją na bok i zaczął biec.
Musiałam powstrzymać się, żeby nie wydobyć z siebie westchnienia zachwytu. Co jak co, ale klatę miał niesamowitą. Dopiero teraz mogłam naprawdę podziwiać jego opalone, umięśnione ciało. Kiedy zatrzymał się na brzegu, odbił się od ziemi i w nienagannym stylu skoczył na główkę do wody.


Gdy po kilkudziesięciu sekundach Andreas nie wypłynął na powierzchnię, wymieniłam z Blanką zaniepokojone spojrzenia. Czy to kolejny głupi żart z jego strony? Gregor z Thomasem zaczęli krzyczeć, że ma się nie wygłupiać, jednak Niemiec dalej nie pojawiał się na powierzchni.
Wszystko co stało się potem, wydarzyło się w ułamku sekundy.
Kamil szybko zanurkował pod wodę i niecałą minutę później holował nieprzytomnego Andreasa na brzeg.
- Cholera. – zaklęłam pod nosem i popędziłam w kierunku chłopaków.
Michael już dzwonił po karetkę, szczegółowo objaśniając im gdzie powinni się zjawić.
Pozostali pochylali się nad Niemcem, który leżał nieruchomo na brzegu, a z jego czoła spływała ciemna krew. Mimowolnie przyłożyłam dłoń do otwartej buzi. Nie wyglądało to dobrze. Zaczęłam się o niego martwić. Ze zdenerwowania krążyłam wokół przyjaciół, modląc się w duchu, żeby tutaj mieli lepszą ekipę ratowniczą niż w Polsce i byli w stanie przyjechać na czas.
Nie myliłam się, już po dziesięciu minutach razem z Kamilem i Michaelem siedzieliśmy w karetce, która na sygnale transportowała nas do szpitala. Pozostali zostali na miejscu, by spakować nasze rzeczy i jak najszybciej do nas dołączyć.
- Hej, wyluzuj będzie dobrze. – Kamil uścisnął mocno moją dłoń, a ja uśmiechnęłam się niewyraźnie. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo jestem spięta.
Dlaczego tak bardzo się tym przejęłam? Jeszcze przedwczoraj nie cierpiałam Andreasa… czy przez ten czas mogło się coś zmienić?


Dwie godziny później, siedzieliśmy całą grupą w poczekalni, czekając na jakieś informacje od lekarzy. Nie, nie zabrali go na stół, nie miał operacji, nic z tych rzeczy, ale żadna osoba nie zechciała się do nas pofatygować, a nasze pytania zbywali milczeniem.
- Mam dość. – Gregor gwałtownie podniósł się z krzesła – Idę do tego ich pokoiku i jeżeli jeszcze raz będą próbowali mnie spławić to… to zacznę krzyczeć. – dodał po chwili zastanowienia i zniknął na końcu korytarza.
Po 10 minutach przyszedł do nas z uśmiechem na twarzy i oznajmił:
- To nic poważnego, nie ma żadnego wgniecenia w czaszce ani… ani nic z tych rzeczy, które wymieniała mi ta dziwna pani doktor. – podrapał się po głowie, jakby do teraz zastanawiał się co właściwie do niego mówiła – No… to tylko jakaś rana na czole, dość głęboka, ale nie na tyle poważna byśmy mieli się martwić. I według niej powinniśmy iść do domu, bo swoim mizernym wyglądem straszymy pacjentów.
- Że niby ja swoim wyglądem odstraszam pacjentów? – oburzył się Thomas – Zaprowadź mnie proszę do tej niewyedukowanej baby, to sobie pogadamy!
Z lekkim uśmiechem obserwowałam wybuch złości Thomasa i żartującego sobie z niego Schlieriego, po czym zapytałam:
- Kiedy będzie można go odwiedzić?
- A faktycznie! – Gregor uderzył się otwartą dłonią w czoło – Powiedziała, że mamy teraz pół godziny na odwiedziny. Już oprzytomniał, ale musi jeszcze odpoczywać… czy coś w ten deseń.
Pokręciłam z rozbawieniem głową i skierowałam się do sali numer 206, gdzie znajdował się teraz skoczek. Popchnęłam białe drzwi i podeszłam do łóżka, na którym leżał.
- Cześć. – posłałam mu uśmiech pełen otuchy, a on szeroko się uśmiechnął. Czoło miał całe zabandażowane, a w jego oczach widać było zmęczenie, ale poza tym jak na kogoś kto właśnie zaliczył wypadek, prezentował się bardzo dobrze.
- O wiele lepiej. – stwierdził.
- Słucham?
- To znaczy… cieszę się, że was widzę. – oznajmił i wychylił głowę, by powitać pozostałych, których aktualnie mu zasłoniłam.
Chcąc zrobić im trochę miejsca, by swobodnie mogli porozmawiać, usunęłam się i stanęłam po drugiej stronie szpitalnego łóżka.
Dziewczyny po upewnieniu się, że nic mu nie jest, stanęły na boku. Bardzo lubiły Andreasa, ale nie miały z nim szczególnie bliskich relacji, a chłopcy bardzo chcieli z nim pogadać, więc we trójkę usiadłyśmy na krzesłach rozstawionych na końcu sali i czekałyśmy aż skończą. Po 20 minutach, kiedy już się nagadali, Austriacy oznajmili, że jadą do hotelu odstawić rzeczy, ale że jutro przyjadą, żeby wyciągnąć Andiego z tej „białej nory”.
Zabrali też ze sobą dziewczyny, ja miałam jechać z Kamilem.
- Lena zostań tu na chwilę, ja tylko skoczę kupić naszemu poszkodowanemu coś do jedzenia, bo zaraz zdechnie biedak z głodu.
Pokiwałam głową i spojrzałam na Andreasa. Nie wiem jak to możliwe w tak szybkim czasie, ale on już zasnął. Powieki miał zamknięte, a jego oddech był spokojny i miarowy. Po cichu do niego podeszłam i usiadłam na skraju łóżka.
Po kilku minutach wpatrywania się w jego twarz, uniosłam rękę i powoli zbliżyłam do jego twarzy. Lekko pogłaskałam go kciukiem po policzku, wyglądał tak niewinnie.
Lecz chwilę później cały czar prysł, bo dostrzegłam na jego buzi łobuzerski uśmiech.
- Wcale nie śpisz! – dźgnęłam go w brzuch, przewracając przy tym oczami, a on wybuchnął śmiechem.
- Przepraszam. – odpowiedział ze skruchą, próbując zamaskować swoje rozbawienie.
- Tak to jest, jak na chwilę człowiek się nad Tobą rozczuli i trochę Cię pożałuje. – westchnęłam, ale w pewnym momencie na moją twarz także wpełzł uśmiech.
- To miłe, że się martwisz… że jednak trochę Cię obchodzę. – stwierdził i chwycił mnie za rękę, a mnie przeszedł po ciele dreszcz.
- W końcu przynosisz mi szczęście, prawda? – przypomniałam mu, starając się zignorować gęsią skórkę, która pojawiła się na całym moim ciele.
- Tak racja. – pokiwał głową, po czym dodał:
- Więc jednak są jakieś pozytywne strony tego wypadku, ale i tak nie mogę się doczekać, aż jutro mnie stąd wypiszą. Czuje się jakbym był zamknięty w psychiatryku. – z dezaprobatą w oczach przebiegł wzrokiem cały pokój, w którym się znajdowaliśmy.
- Masz szczęście, że to nic poważnego.
W chwili gdy wypowiedziałam to zdanie, do pomieszczenia wszedł Kamil, trzymając w ręku siatkę z owocami, paczkę ciastek i dwie wody mineralne.
Gwałtownie wyrwałam swoją dłoń z uścisku chłopaka, jednak byłam pewna, że Polak to dostrzegł. Mimo tego, taktownie udał, że nic nie zauważył.
Szybko pożegnaliśmy się z Niemcem i wyszliśmy ze szpitala kierując się w stronę czarnego auta, które zostało dostarczone tutaj przez Morgiego.
- Mówiłem Ci, że on nie jest taki zły. – powiedział Kamil, jakoś dziwnie zadowolony, a ja w głębi duszy przyznałam mu rację… Chyba polubiłam tego zabójczo przystojnego blondyna z lazurowymi oczami.




Z dedykacją dla Niny, najlepszego krytyka literackiego! <3 

Przepraszam za poślizg :) Jak wam mijają święta?
Mi tak średnio, bo jestem zestresowana egzaminami gimnazjalnymi, które będę pisać...już pojutrze! :O
Okropnie to brzmi. Jednak pod koniec tygodnia postaram się coś dodać, mam już plan na następny rozdział i jeżeli nic się nie zmieni w mojej głowie, wyobraźni to mam przeczucie, że bardzo wam się spodoba :D
Jeżeli wśród was jest ktoś kto razem ze mną będzie się męczył przez trzy dni na egzaminach, to powodzenia życzę! :) Damy radę. Bo kto jak nie my? :*

wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział 12

Następnego dnia właściwie nie działo się nic ciekawego. Odbyłem kilka krótkich pogawędek z Leną, a poza tym cały czas spędzaliśmy czas większą grupą, więc nie było się jak do niej zbliżyć. Nad ranem urządziliśmy sobie orzeźwiającą kąpiel w pobliskim jeziorze, a potem przeszliśmy się na spacer po okolicy, śpiewając głupie piosenki i opowiadając żarty.
Naprawdę świetnie się razem bawiliśmy. Było to w głównej mierze zasługą Thomasa i Gregora, którzy częstowali nas wieloma kawałami i robili z siebie idiotów, co doprowadzało wszystkich do śmiechu. Ciekawiej zaczęło się robić dopiero pod wieczór.
Siedzieliśmy przed ogniskiem i piekliśmy smaczne, grube kiełbaski.
Dawno nie jadłem biwakowego jedzenia i jak dla mnie smakowało nieziemsko. Podczas jedzenia prawie nikt się nie odzywał, gdyż każdy był zajęty tylko tymi pysznościami.
Kiedy byliśmy już najedzeni, Kamil wpadł na pewien pomysł.
- Znacie taką grę „Ja jeszcze nigdy…”?
- Skonkretyzujesz? – zapytała Blanka, bawiąc się kosmykiem swoich czarnych włosów.
- Chodzi głównie o to, że jedna osoba mówi przykładowo: Ja jeszcze nigdy nie byłem w Anglii. Każda osoba, spośród grających która już była w Anglii, pije ze swojego kubka.
- Co będziemy pić?
- Poczekajcie chwilę. – odpowiedział Kamil i wstał otrzepując przy tym spodnie. Po chwili wynurzył się z czarnego namiotu z ośmiopakiem piwa w ręce. – Wchodzicie w to?
Widziałem, że dziewczyny trochę się wahały, ale zanim któraś zdążyła zaprotestować, najodważniejsza z nich, Aurelia wykrzyknęła:
- Jasne!
Polak rozdał każdemu z nas po puszce i zajął swoje miejsce. Ognisko, w dalszym ciągu mocno się paliło, więc żadne z nas nie musiało wyciągać latarki. Wszystko było doskonale widoczne. Otworzyłem puszkę z piwem, czemu towarzyszyło ciche syczenie i postawiłem ją obok siebie.
- Zacznij. – wskazałem na Kamila, inicjatora tej gry. Pokiwał głową.
- Ja jeszcze nigdy nie… złamałem serca żadnej dziewczynie.
Popatrzyłem się po zebranych.
- Jak złamałam serce chłopakowi, to też się liczy? – zapytała Aurelia.
- Oczywiście.
Dziewczyna napiła się piwa. Ja zrobiłem to samo, chciałem być uczciwy. Przyłożyłem puszkę do ust i pociągnąłem z niej spory łyk. Jak się spodziewałem, nie uszło to uwadze Leny, jednak nie skomentowała tego, tylko uśmiechnęła się niewyraźnie.
- Ja jeszcze nigdy nie wybiegłem w majtkach na ulicę. – oznajmił Gregor, gdyż była jego kolej i zaśmiał się głupkowato. Czego innego można było się po nim spodziewać.
Nikt z nas się nie napił. To oczywiste, w przeciwnym razie nie siedzielibyśmy teraz tutaj, tylko w zakratkowanym pokoju w psychiatryku, opatuleni w biały kaftanik.
- Ja jeszcze nigdy nie całowałam się z żadnym skoczkiem narciarskim. – przyznała Blanka, po chwili zastanowienia.
Lena uniosła puszkę i wlała sobie jej zawartość do buzi. Nie popatrzyła się na mnie nawet przez ułamek sekundy. Spojrzałem na Michaela, który uśmiechnął się pod nosem, jakby wspominając tamtą chwilę i mocno zacisnąłem pięści, żeby nie wybuchnąć.
Wszystko sobie wyjaśniliśmy, wychodzimy na prostą. Mój wybuch zdecydowanie pogorszyłby sprawę. Odetchnąłem głęboko i spojrzałem na Aurelię, bo teraz przyszła kolej na nią.
- Ja jeszcze nigdy nie okłamałam bliskiej mi osoby. – wyznała, a wszyscy oprócz jej i Blanki upili łyka, ze swojej puszki. Niewiele jest osób, które nigdy nie okłamały, nawet bliskiej im osoby. Niektóre kłamstwa są po prostu konieczne i nie da się ich uniknąć, dla dobra sprawy. Ja osobiście kłamałem już tak wiele razy, że nie robi to na mnie wielkiej różnicy.
- Ja jeszcze nigdy… nie tańczyłem publicznie. – poinformował nas Thomas.
- Oj, tańczyłeś. – pokręciłem głową – Wtedy kiedy byłeś tak pijany, że musiałem prawie wnosić Cię do pokoju, bo sam nie byłeś w stanie przejść nawet metra, za to nogi same rwały Ci się do tańca. Ironia losu. – przypomniałem mu sytuacje, która miała miejsce nie tak dawno.
- Nic nie pamiętam. Nie liczy się. – sprzeciwił się i zaczął dłubać, długim patykiem w ogniu.
- Zdziwiłbym się gdybyś to pamiętał. – stwierdziłem, po czym zanurzyłem usta w napoju.
Ran w życiu zdarzyło mi się zatańczyć w miejscu publicznym i przysięgam, że była to najbardziej ośmieszająca chwila w moim życiu.
- Ja jeszcze nigdy nie zakochałem się bez wzajemności. – powiedział Michael, gdy przyszła jego kolej.
Rzuciliśmy mu zdziwione spojrzenia. To było wręcz niemożliwe, jak widać nasz Michi był cholernym szczęściarzem. Wszyscy poza nim po raz kolejny sięgnęli po piwo.
Ja jestem zakochany bez wzajemności nawet teraz. Rzuciłem Lenie ukradkowe spojrzenie, lecz ona uparcie unikała mojego wzroku. Mimo wszystko chyba wyczuła to, że się na nią patrzę, bo lekko się zarumieniła.
- Lena! – zawołałem ją.
- Tak? – podniosła na mnie wzrok. W jej oczach wyczułem niepewność. Być może bała się moich słów i tego co w tej chwili mogłem powiedzieć. Ja jednak tylko wskazałem na nią i powiedziałem:
- Twoja kolej.
- Ja jeszcze nigdy nie widziałam spadającej gwiazdy. – oznajmiła szybko dziewczyna, oplatając kolana rękami i kładąc na nich brodę.
- Ja widziałem! – ucieszył się Gregor i wykonał zadanie, polegające na napiciu się napoju.
- Zostałeś jeszcze tylko ty Andi. – zauważył Thomas, a ja westchnąłem.
Nie wiedziałem co mógłbym powiedzieć. Nie przychodziły mi do głowy, żadne ciekawe pomysły. Zastanawiałem się przez chwilę, lecz moją głowę wypełniła pustka.
- Jeszcze nigdy nie zjadłem niczego słodkiego na oczach Schustera. – powiedziałem obojętnie.
Wlepili we mnie oczy, w których dostrzegłem zawiedzenie. Wiedziałem, że mieli nadzieję na coś ciekawszego, jednak nie mogłem się skupić na myśleniu. Cały czas ukradkiem wpatrywałem się w Lenę, modląc się w duchu by tego nie dostrzegła.  Teraz tylko ona siedziała mi w głowie.
- Widzę, że nie macie pomysłów. – powiedział Kamil – Proponuje przerwanie gry, bo przez was ona mi zbrzydnie, spróbujemy innym razem. – wypił końcówkę swojego piwa, po czym zgniótł metalową puszkę i wrzucił ją do reklamówki z różnymi śmieciami.
- Kto ma ochotę na nocną wyprawę po lesie? – zaproponował Thomas, zacierając ręce.
- Żebyś znowu wcielił się niedźwiedzia? Nie ma mowy! – Lena kategorycznie odrzuciła jego pomysł.
- Ja się chętnie przejdę. – powiedzieli w tym samym czasie Gregor i Aurelia, po czym wybuchnęli głośnym śmiechem, przybijając sobie piątki.
- W zasadzie czemu nie? – zastanowił się Kamil i postanowił do nich dołączyć.
- Ja idę spać. – oznajmiła Blanka – Dobranoc wszystkim. Dzisiejsza wędrówka mnie wykończyła. – powiedziała i ruszyła w kierunku dziewczyńskiego namiotu.
Zaraz w jej ślady poszedł Michael i już po chwili zniknął we wnętrzu, drugiego, należącego do nas.
- Jak chcecie. – wzruszył ramionami Morgi i rzucił w moją stronę pytające spojrzenie.
- Nie, ja też już nie mam siły. – pokręciłem głową i wstałem by całkowicie zgasić ognisko, po którym właściwie nie było już śladu.
Czteroosobowa ekipa zniknęła w głębi lasu, a ja zostałem sam z Leną, która z zamyśleniem wpatrywała się w niebo. Znów mogłem z nią być sam, nareszcie.
Powoli podszedłem w jej stronę i usiadłem obok niej, zachowując niewielką przestrzeń.
- Co robisz? – zapytałem głupio.
- Obserwuję gwiazdy. Lubię to robić. Mam wrażenie, że one wszystkie należą do mnie i mogę z nimi zrobić wszystko co mi się podoba. Jak byłam mała nadawałam im imiona, ale już po jednym wieczorze się zgubiłam, więc zaprzestałam. – uśmiechnęła się lekko i przeniosła na mnie wzrok.
Moje serce zaczęło bić szybciej. Być tak blisko niej, samemu. Niesamowite uczucie. Wiedziałem jednak, że muszę trzymać swoje wyobrażenia na wodzy, więc minimalnie się odsunąłem i podniosłem wzrok do góry.
- Faktycznie, są piękne. – zauważyłem. Chciałem dodać coś w stylu: tak jak ty, lecz przypomniało mi się, że stosuję taktykę: tylko przyjaciele, więc sądzę, że Lena byłaby zaskoczona takim porównaniem. Stwierdziłem, że najlepiej będzie już nic nie mówić, więc tylko położyłem się na plecach, bo od uniesionej głowy, zaczęła mnie boleć szyja.
Dziewczyna poszła w moje ślady i już po chwili leżeliśmy tak obok siebie, nic nie mówiąc, ale to wystarczyło bym poczuł się szczęśliwy. Trwaliśmy tak w bezruchu przez kilkanaście minut, kiedy nagle Lena uniosła rękę i wskazała na gwieździste niebo.
- Patrz… spadająca gwiazda. – wydała ciche westchnienie zachwytu. Po czym zamknęła oczy i bezgłośnie poruszyła wargami.
Podążyłem wzrokiem za jej palcem, faktycznie, przez niebo, wprost nad nami przepływała piękna, duża gwiazda, zachwycając nas swoim blaskiem. Jakby chciała nam przekazać, że należy tylko do nas i jest do naszej dyspozycji.
- Chyba przynoszę Ci szczęście. – zaśmiałem się – Jeszcze 20 minut temu przyznałaś, że nigdy nie widziałaś spadającej gwiazdy.
Dziewczyna lekko uśmiechnęła się, ale nie potwierdziła moich słów, tylko zgrabnie zmieniając temat, zapytała:
- Czego sobie zażyczyłeś?
- To tajemnica. – zaczerwieniłem się. Nie mogłem powiedzieć jej o tym, że w tamtej chwili pomyślałem o tym, żeby mnie pocałowała. Dopiero co poprawiliśmy swoje relacje, nie zamierzałem tego psuć jednym, bezmyślnym zdaniem. Poza tym i tak by tego nie zrobiła, jestem pewien. – A ty? – spytałem, cały czas patrząc ku górze.
- Sam nie powiesz, a oczekujesz, żebym ja to zrobiła? – zdziwiła się, unosząc do góry brwi – Ale i tak bym Ci nie powiedziała, bo się nie spełni.
W tej chwili jeszcze bardziej ucieszyłem się, że trzymałem język za zębami, a równocześnie bardzo chciałem się dowiedzieć o czym pomyślała ona. Czy ma jakieś szczególne marzenie, czy raczej było to zwykłe życzenie, pomyślane w tamtej chwili? Tak mało o niej wiem… nie wiem czego pragnie, do czego dąży, a przecież na tym opiera się życie człowieka, prawda?
Na osiąganiu postawionych sobie celów, na spełnianiu marzeń. Bez tego nasze istnienie nie ma sensu.
- Wyglądasz tak śmiesznie, kiedy nad czymś tak głęboko rozmyślasz. – obróciła głowę w moją stronę, uważnie mi się przypatrując.
- Śmiesznie? – nie za bardzo spodobało mi się to określenie.
- Uroczo. – stwierdziła, co doprowadziło do kolejnych rumieńców na moich policzkach.
Wellinger, co cholery co się z Tobą dzieje? – pomyślałem - Jeszcze żadna dziewczyna nigdy tak na Ciebie nie działała. To zazwyczaj ja byłem łowcą, który doprowadzał dziewczyny do szaleństwa, a potem je zostawiał, nie zważając na ich uczucia. Teraz los się odmienił i spotkało to mnie, to ja byłem zakochany bez pamięci, a jeden mały gest z jej strony, potrafił doprowadzić mnie do szaleństwa. Najgorsze jest to, że działa to tylko w jedną stronę… Jakby nikt we wszechświecie nie chciał naszego szczęścia.
- Ech, idę spać. Jestem wykończona. – podniosła się z ziemi i rękami otrzepała krótkie spodenki, sięgające do połowy ud.
Poszedłem w jej ślady i już chwilę później staliśmy naprzeciwko siebie nie wiedząc co robić.
- No… to pa. – powiedziała i pomachała mi ręką na pożegnanie, równocześnie kierując się w stronę swojego namiotu.
Patrzyłem jak odchodzi, a kiedy już miała wejść do środka, zawołałem za nią. Obróciła się w moją stronę, a ja podszedłem do niej i zapytałem nieśmiało:
- Mogę Cię chociaż niezdarnie przytulić?
Dziewczyna roześmiała się serdecznie, podeszła do mnie i objęła mocno w pasie.
Zanurzyłem nos w jej brązowych włosach, o zapachu truskawek i chwyciłem w swoje ramiona.
Była przy mnie taka drobna. Nie chciałem jej wypuszczać z objęć w obawie, że gdy ją puszczę może zniknąć i już nigdy jej nie zobaczę. Nie ukrywam, takie obawy nie towarzyszyły mi jeszcze nigdy. Jeszcze nigdy żadna dziewczyna nie obchodziła mnie tak jak ona.
- Dość tego dobrego panie Wellinger. – uśmiechnęła się szeroko i wyswobodziła się z mojego uścisku. – Dobranoc. – powiedziała jeszcze, kiedy znikała we wnętrzu namiotu.
- Dobranoc. – szepnąłem, ale tak cicho, że nie była w stanie tego usłyszeć.



W ramach rekompensaty za opóźniony, poprzedni rozdział, dodaje jeszcze jeden w środku tygodnia. Postaram się coś jeszcze dodać w ten weekend, więc wyczekujcie :) 
Jak wam się podoba zakochany Andi? :3 Jak dla mnie jest cholernie uroczy <3 
Macie jakiś ulubieńców w tym opowiadaniu?
Muszę też przyznać, że moja koncepcja na to opowiadanie kompletnie się zmieniła. Wszystko miało potoczyć się zupełnie inaczej. Do obecnej sytuacji nie pasuje prolog, który zamieściłam na początku, ale postaram się coś wykombinować :) Jak wam leci już prawie 3 tydzień bez skoków? Bo moje życie nie odzyskało jeszcze sensu :C 

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 11

Dwa dni później, siedziałem w czarnym BMW, na tylnim siedzeniu z założonymi słuchawkami, skąd dobiegała głośna muzyka. Wystukiwałem palcami rytm w przyciemnianą szybę i lekko poruszałem głową. Obok mnie siedziała Blanka, wykonująca tą samą czynność, a z przodu Kamil z Michaelem. Poruszaliśmy się za srebrną bryką Gregora, w którym znajdował się on sam wraz z Thomasem i pozostałymi dwoma Polkami. Mknęliśmy  za nimi szybko, szosami, pozostawiając za sobą ocean. Zmierzaliśmy w głąb lądu, gdzie mieliśmy spędzić kilka dni pod namiotami.
Jednak dałem się przekonać, po kłótniach z przyjaciółmi, stwierdziłem, że nie chce ich zawieść, a poza tym nie miałbym czym zająć się sam podczas ich wycieczki.
Chyba umarłbym z nudów pijąc piwo bez towarzystwa Morgiego i Gregora.
W jeden wieczór spakowałem przydatne rzeczy i już dzisiaj o świcie, wszyscy wpakowaliśmy się do aut, by zmienić trochę otoczenie.
Zamknąłem na chwilę oczy, by się odstresować i nie myśleć tak intensywnie o wszystkich rzeczach, które mnie otaczają, jak to ostatnio miałem w zwyczaju.
Nagle poczułem, że ktoś trąca mnie w kolano. Leniwie ściągnąłem słuchawki z uszu i otworzyłem jedno oko.
- Co jest? – skierowałem wzrok na Kamila, który siedział za kierownicą i spoglądał na mnie przez przednie lusterko.
- Pytam się co masz zamiar zrobić z Leną. – odparł
Zerknąłem kątem oka na Blankę, która na szczęście słuchała muzyki i miała zamknięte oczy.
- Zapytaj się Michiego. – odrzekłem lekko poirytowany. Do dzisiaj nie opowiedziałem przyjacielowi historii sprzed kilku dni, ale teraz już nie było sensu niczego ukrywać.
Kamil zrobił dziwną minę i pytająco spojrzał na Austriaka, co on skomentował głośnym parsknięciem.
- Andi, Andi, ale ty jesteś niedomyślny. – cały czas się śmiał, a Kamil zdezorientowany patrzył się przed siebie.
- Może się mylę? – odburknąłem zdenerwowany, próbując nie zwracać uwagi na jego śmiech.
- Może mi ktoś wyjaśnić o co chodzi? – Polak, poprawił swoje okulary przeciwsłoneczne na nosie.
- Michi poprosił Lenę do tańca, cały wieczór spędzili razem, klejąc się do siebie, po czym się pocałowali. Koniec historii. – opowiedziałem Kamilowi, niechętnie przypominając sobie tamten wieczór.
- Przecież to ty jej się podobasz idioto! – wykrzyknął Michi, odwracając się w moją stronę. – Poprosiłem ją do tańca fakt, chciałem ją trochę bliżej poznać, a wtedy… no cóż, wyglądała nieziemsko. – tłumaczył mi wszystko tak wolno, jakbym był w niespełna rozumu. – Kiedy tylko zauważyła, że poprosiłeś do tańca inną, zdenerwowała się i wyszła z pomieszczenia. A pocałowała mnie tylko dlatego, że sam to zrobiłeś. Była zazdrosna i to wszystko!
Nie odezwałem się ani słowem, powoli trawiąc słowa Michaela.
- Swoją drogą straszny z Ciebie dupek. Nie wiem dlaczego pocałowałeś tą dziewczynę i nie wiem po co w ogóle się nią zająłeś. Przeleciała Ci przed nosem dobra okazja do przekonania do siebie Leny. Wystarczy tylko traktować ją normalnie, jak przyjaciółkę, a nie narzucać się jej i cały czas odwalać jakieś dziwne akcje.
- Skąd wiesz jakie akcje odwalam? – zapytałem, zaciskając pięści ze złości.
- Polubiliśmy się i dużo mi opowiedziała. – odparł – Tobie też mogłaby, gdybyś tylko zechciał z nią normalnie porozmawiać.
Głęboko wypuściłem powietrze, które nagromadziło się w moich płucach.
Byłem zły tym bardziej, gdyż wiedziałem, że Michi  ma rację.
Mogłem normalnie z nią porozmawiać i próbować się z nią zaprzyjaźnić, podczas gdy na siłę starałem się ją do siebie przekonać. Chciałem, żeby tak jak inne zachwycała się moją osobą. To było bez sensu, ona się różniła od tych wszystkich dziewczyn. Szkoda, że dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę.
- Zrób coś, zanim da się to jeszcze uratować. – poradził mi Austriak, wkładając sobie do buzi miętowego cukierka.
- Dziękuję. – szepnąłem do niego, a moja cała złość wyparowała.
Widział, że ona mi się podoba, nie chciał jej podrywać, chciał po prostu się z nią zaprzyjaźnić, tak jak każdy normalny chłopak na tej planecie.
Odwróciłem się na chwilę w stronę Blanki i zauważyłem, że ta siedzi wyprostowana na fotelu, ma ściągnięte słuchawki i uśmiecha się promiennie.
- Jakby co, to ja nic nie słyszałam. – dodaje i powraca do słuchania muzyki, podążam w jej ślady.
Kto wie, może jednak ta wycieczka nie była takim złym pomysłem?


Po kilku godzinach dotarliśmy na miejsce.
Znaleźliśmy sobie idealną miejscówkę na biwak. Na obrzeżach wysokiego lasu, zaraz przy niewielkim jeziorze. Przez chwilę poczułem się jakbym był znowu małym dzieckiem.
Zawsze z rodziną wyjeżdżaliśmy na kilkudniowe biwaki, podczas których lubiłem kąpać się z tatą w morzu. Często urządzaliśmy wyścigi, zawsze pozwalał mi wygrać. W nocy zakradałem się do namiotu sióstr i okropnie je straszyłem puszczając z telefonu groźne sapnięcia niedźwiedzia. Wtedy wydawało mi się to szalenie zabawne.
- Ziemia do Andiego! – Thomas klasnął dłońmi milimetr od mojej twarzy.
- Tak? – zapytałem nieprzytomnie, nie wiedząc o co chodzi.
- Ja z chłopakami postawimy trzy namioty, żebyśmy mieli gdzie spać. – wskazał na słońce powoli chowające się za horyzontem – Dziewczyny będą rozpakowywać nasze rzeczy, a ty idź po drewno. Zrobimy sobie małe ognisko. – zatarł ręce z ekscytacji i wręczył mi mały koszyk na drzewo.
- Sam? – oburzyłem się. Wy w czwórkę stawiacie namioty, a ja mam samotnie chodzić po lesie, tachając wielki, ciężki koszyk? – rzuciłem w stronę Kamila porozumiewawcze spojrzenie. Miałem nadzieję, że zrozumie moją aluzję.
Chłopak szybko załapał o co chodzi.
- Andi ma rację. Lena pomożesz mu? – zwrócił się do pięknej Polki, która w tym czasie wiązała czarne trampki.
Wzruszyła ramionami i bez słowa skierowała się w stronę lasu, nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem.
- Rozumiem, że się zgadza. – poinformowałem wszystkich i ruszyłem za nią, ciesząc się z idealnej sposobności porozmawiania z dziewczyną.
Przez kilka minut szedłem za Leną w milczeniu, zastanawiając się od czego najlepiej zacząć.
W głowie układałem sobie ósmą wersję naszej rozmowy i nie za bardzo wiedziałem jak ją przeprowadzić. Musiałem być ostrożny, nie chciałem, żeby jeszcze bardziej mnie znienawidziła.
Schyliła się po grube gałęzie, porozrzucane na ziemi i w milczeniu włożyła mi je do koszyka.
Poszedłem w jej ślady i zacząłem napełniać koszyk grubszymi gałęziami.
Wykonywaliśmy tą czynność przez dobrą godzinę, coraz bardziej zagłębiając się w las.
Kiedy mieliśmy już pełny koszyk, a Lena wrzucała do niego już ostatnie sztuki drewna, postanowiłem zadziałać.
- Słuchaj… – zacząłem niepewnie.
- Jeżeli masz zamiar na mnie krzyczeć, to lepiej w ogóle się nie odzywaj. – powiedziała opryskliwym tonem.
- Chciałbym Cię bardzo przeprosić.  Zachowywałem się jak dupek, zwłaszcza ostatnim razem. – podkreśliłem, ciężko przy tym wzdychając – Nie powinienem Ci tego mówić. Chciałem, żebyś mnie polubiła i tyle. To dość niespotykane, że… - urwałem i jeszcze raz przeanalizowałem to co mam zamiar powiedzieć. – Nie ważne. W każdym razie, chciałbym żebyśmy zaczęli od nowa.
- Okej… - odpowiedziała niepewnie i wzruszyła ramionami, kopiąc przy tym mały kamyk, leżący nieopodal jej stóp.
- Jako przyjaciele. – sprostowałem, patrząc na nią wyczekująco, a kiedy nie otrzymałem odpowiedzi, spytałem: Zapomnimy o tym wszystkim?
- Ale o czym? – przez chwilę udawała zdziwioną, po czym szeroko się uśmiechnęła i dodała:
My się chyba jeszcze nie znamy prawda? Lena jestem. – wyciągnęła w moją stronę swoją opaloną dłoń, a ja lekko ją ścisnąłem.
- Andreas. – odpowiedziałem, po czym wybuchnąłem śmiechem.
- Nie powinieneś parskać mi prosto w twarz, za pierwszym wypowiedzianym słowem. To robi złe wrażenie. – pouczyła mnie, jednak nie przestała się uśmiechać.
Szybko przyznałem jej rację po czym stwierdziliśmy, że musimy wracać. Zrobiło się już ciemno, a pozostali pewnie na nas czekają i się niecierpliwią.
Ruszyłem w lewą stronę skąd przybyliśmy, jednak Lena zatrzymała mnie, chwytając delikatnie za ramię.
Starałem się nie dać po sobie poznać jak wielkie wrażenie zrobił na mnie jej dotyk. Wciągnąłem powietrze i zatrzymałem się.
- Nie w tą stronę. – poinformowała mnie, wskazując przeciwny kierunek.
- Jestem pewien, że szliśmy tędy. – zaprzeczyłem, chcąc kontynuować drogę.
- Nie. – pokręciła głową – Przyszliśmy stąd, stuprocentowo. – dodała twardo.
Nie chcąc się kłócić, wzruszyłem ramionami i skierowałem się w przeciwną stronę.
Szliśmy w milczeniu, nie za bardzo pewni swojego położenia. Widziałem, że nawet dziewczyna nie była do końca przekonana co do naszego wyboru.
- Może miałeś rację… - stwierdziła, nerwowo rozglądając się wokoło.
- Chodźmy jeszcze trochę. – zarządziłem i wznowiliśmy marsz.
Przewijały się koło nas kolejne drzewa, a każde z nich wyglądało tak samo. Nie miałem pojęcia z której strony przyszliśmy i zacząłem się obawiać. Musimy jakoś wrócić do miejsca nad jeziorem, jednak żadne z nas nie wiedziało jak to uczynić.
Nagle usłyszałem dziwne mruczenie.
- Przepraszam, to mój brzuch. – wyszeptała zawstydzona Lena, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Nawet ciemność nie zdołała ukryć czerwieni, która pokryła jej twarz.
Uśmiechnąłem się pod nosem, nawet w takich momentach była szalenie urocza.
- Też jestem głodny. – rzekłem, a w myślach beształem się za to, że nie wziąłem ze sobą latarki, którą miałem zapakowaną do plecaka. Szłoby się nam o wiele łatwiej.
- Idziemy dalej? – zwróciła się do mnie
- Tak. – odparłem – Gdzieś musimy wyjść. Nie ma sensu się wracać. – przerzuciłem koszyk do drugiej ręki, bo na tej zaczął mi już ciążyć.
Pokonywaliśmy w milczeniu kolejne długości, mając nadzieję, że zaraz dotrzemy to celu, jednak jedyne co rozciągało się przed nami, do ciemny las, w którym nie było ani jednej żywej duszy. Modliłem się w duchu, aby przyjaciele zaczęli nas szukać, bo nie wiem czy sami zdołamy dojść do namiotów.
Nagle znowu usłyszałem mruczenie, ale tym razem już znacznie głośniejsze.
- Musisz być porządnie głodna. – zaśmiałem się cicho.
- To nie ja. – zaprzeczyła dziewczyna, patrząc na mnie ze strachem w oczach.
Uśmiech natychmiastowo zszedł mi z twarzy. Nerwowo okręciłem się wokół własnej osi, próbując dostrzec coś, co mogło być źródłem tego dźwięku, ale było za ciemno, nie zdołałem nic zobaczyć.
Lena wyciągnęła z koszyka grubą gałąź i mocno zacisnęła na niej ręce.
- Myślisz, że niedźwiedzie boją się latającego drewna? – próbowałem zażartować, ale nie specjalnie mi to wyszło, bo Polka spięła się jeszcze bardziej.
- Nie bój się to na pewno nic takiego. – próbowałem dodać jej otuchy i położyłem prawą dłoń na jej ramieniu.
- Aaaarghhh! – zza drzew wyskoczył Thomas, i z potężnym rykiem naskoczył na Lenę.
Głośno krzyknęła i wpadła mi w ramiona, a ja z tego wszystkiego upuściłem koszyk na ziemię.
Zaraz za nim wybiegł Gregor, który trząsł się ze śmiechu i trzymał w ręku komórkę, a z jej głośników płynęły przerażające odgłosy.
- Jak dzieci. – przewróciłem oczami – Robiłem tak mając osiem lat. – zauważyłem, nie wypuszczając Leny z objęć.
 Chciałem trwać z nią tak wiecznie. Czuć jej dłonie na swoich plecach, lecz wiedziałem, że to niemożliwe. Szybko oderwała się ode mnie i z wyrzutem w oczach spojrzała na płaczących ze śmiechu Austriaków.
- Cholernie zabawne! – krzyknęła, ale już po chwili nie wytrzymała i sama zaczęła głośno się śmiać.
Rozbawiony, zebrałem rozsypane drewno z powrotem do koszyka i spojrzałem na towarzystwo, które już zdążyło się nieco uspokoić.
- Zaczęliśmy się trochę martwić. – zaczął snuć opowieść Gregor – Postanowiliśmy wyjść wam naprzeciw, w razie gdybyście się zgubili. Potem zobaczyliśmy was zmierzających w naszą stronę i stwierdziliśmy, że to idealna okazja na jeden z naszych perfekcyjnych żartów. – Schował komórkę do kieszeni spodni.
Lena w dalszym ciągu cicho chichotała, a ja przyglądałem jej się z zafascynowaniem.
- Wracajmy już, kolacja czeka. – zarządził Thomas, włączając latarkę, a my ruszyliśmy za nim. 




Przepraszam za to tygodniowe opóźnienie, ale w zeszłym tygodniu miałam w szkole taką masakrę, że nie wiedziałam w co ręce włożyć.
Postanowiłam też, na wasze prośby przyspieszyć nieco akcję. Mam nadzieję, że wam się spodoba :)
Komentujcie to karmi moją wenę <3 

sobota, 22 marca 2014

Rozdział 10



O godzinie 8 rano, Kamil zwlekł mnie z łóżka.
- Andi! Wstawaj, ty grubasie! Idziemy biegać!
- Zamknij się. – zdenerwowany rzuciłem w niego książką, która leżała na moim nakastliku i zakryłem głowę, ogromną poduszką. Nie muszę chyba dodawać, że przez wczorajsze atrakcje, a właściwie to dzisiejsze, jeszcze się nie wyspałem. Owszem, codziennie rano chodziliśmy z Kamilem biegać, ale dzisiaj nie miałem ochoty.
- Wstawaj! Nie żartuj! – Kamil ściągnął ze mnie kołdrę, a ja podniosłem głowę i obrzuciłem go morderczym spojrzeniem.
- Nie dzisiaj. – poinformowałem go, sięgnąłem po kołdrę i z powrotem rzuciłem ją na łóżko.
- Gdyby spojrzenie mogło zabijać… - zaczął Kamil, ale dokończył, a zamiast tego ponownie ściągnął ze mnie puchową kołdrę, ale tym razem rzucił ją na drugi koniec pokoju.
- Wiesz… Wiem, że Lena też lubi pobiegać sobie nad ranem. – powiedział powoli, oczekując mojej reakcji.
- Nie obchodzi mnie ona. – odpowiedziałem siląc się na obojętny ton, ale całe moje ciało zesztywniało, gdy tylko wymówił to imię. Mogłem oszukiwać wszystkich dookoła, ale nie siebie.
W tej właśnie chwili obudził się Michael, jakby imię Lena przywróciło go do życia.
- Co jest chłopaki? – spytał, leniwie podnosząc się z łóżka i szeroko ziewając.
- Mama Cię nie uczyła, że podczas ziewania zamyka się buzię? – warknąłem, dalej nie mogąc na niego patrzeć. Nie mogłem uwierzyć, że zachowywał się jak gdyby nigdy nic.
- Andi wstawaj. – Kamil zwrócił się do mnie, tym razem błagalnym głosem – Humorek Ci dzisiaj nie dopisuje, a bieganie jest dobre na wszelkie zło. Czekam na dole, masz być za 10 minut. – odparł i wyszedł z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
Michael siedział przy stoliku i szperał w swoim telefonie, lekko się do niego uśmiechając.
Może pisze sms-a do Leny. – pomyślałem z goryczą i zapragnąłem jak najszybciej wyrzucić sobie z głowy tę myśl. Po chwili wstałem, założyłem na siebie zielony T-shirt oraz czarne spodenki i wyszedłem z pokoju. Perspektywa spędzenia tego poranka z Austriakiem, nie specjalnie przypadła mi do gustu. Naprawdę, w jego towarzystwie nie ręczyłem za siebie.
Kiedy pojawiłem się w holu, na twarz Kamila wpełzł uśmiech.
- Zuch chłopak. – pochwalił mnie Polak, rozciągając się na korytarzu.
Nic nie odpowiedziałem, tylko ruszyłem ku głównym drzwiom i nie czekając na kolegę, wybiegłem z hotelu.
-Czekaj! – zawołał za mną i po chwili pojawił się po mojej prawej stronie. – Co Cię ugryzło? – zapytał, wkładając na nos okulary przeciwsłoneczne.
- Nic. – odburknąłem, nawet nie starając się udawać, że jestem w dobrym  humorze.
- Dobra, o nic więcej nie pytam. – uniósł ręce w geście kapitulacji i zamilkł.
Przez pół godziny żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Biegliśmy w całkowitym milczeniu, skupiając się tylko na widokach rozciągających się przed nami.
Po pewnym czasie zacząłem się męczyć, a mój miarowy oddech przerodził się w ciężkie sapanie.
- Nie masz już siły? To dopiero połowa drogi! Dasz radę! – próbował zdopingować mnie kolega, ale na nic się to nie zdało. Kiedy nie miałem ochoty na biegi, mój organizm wyczuwał to i automatycznie odmawiał współpracy. Zatrzymałem się i oparłem dłonie na kolanach.
Polak także się zatrzymał, jednak stał w wyprostowanej pozycji, patrząc na mnie z góry.
- Okej, krótki odpoczynek. – zgodził się.
Usiadłem na piasku, chociaż wiem, że nie jest to wskazane dla biegaczy, którzy nawet jeszcze nie dokończyli swojego treningu. Miałem to gdzieś. Zamknąłem oczy i chciałem wyizolować się od reszty świata. Nie udało mi się to, gdyż kolega mocno szturchnął mnie w ramię.
- Patrz kto tam biegnie! – wskazał na śliczną, szczupłą dziewczynę, która z słuchawkami w uszach przemierzała plażę.
Lena. Brązowe włosy miała spięte w wysokiego, niedbałego koka, a wiele kosmyków opadało jej na zmęczoną twarz. Z roztargnieniem zaczesywała je za ucho, jednak one nie dawały się ujarzmić.
- Co się tak gapisz? Biegnij za nią! – Kamil popchnął mnie do przodu, a ja szybko dogoniłem dziewczynę.
Zaskoczona wyjęła słuchawki z uszu i zwolniła trochę tempo.
- Jak się wczoraj bawiłaś? – zapytałem, siląc się na obojętny ton.
- Dobrze. – wzruszyła ramionami, cały czas patrząc przed siebie.
- Nie zatańczyliśmy razem. – zauważyłem, lecz ona nie odezwała się ani słowem.
Dziękuje, że ułatwiasz mi prowadzenie tej konwersacji! – pomyślałem ironicznie, nie wiedząc co mógłbym jeszcze dodać.
- Bawiłabyś się o wiele lepiej. – dodałem po chwili, myśląc, że najlepiej będzie pokazać jej, że nie zrobiło to na mnie wrażenia. Niech zobaczy ile straciła.
Gwałtownie zatrzymała się, a ja o mało co na nią nie wpadłem. Zdziwiony popatrzyłem jej w oczy, które przepełniała teraz furia.
- Słuchaj Wellinger. – wycedziła przez zaciśnięte zęby – Wiem, że może to co teraz powiem bardzo Cię zaszokuje, ale bez Ciebie też można świetnie się bawić! Może to dla Ciebie dziwne, bo połowa dziewczyn na tej planecie zrobiłaby wszystko za minutę czasu spędzonego z Andreasem, ale wyobraź sobie, że są też i tacy, którzy dobrze sobie radzą bez twojego towarzystwa!
Widać było, że nieźle się wkurzyła, ale jej monolog też wyprowadził mnie z równowagi.
- Dobrze, świetnie, odczepię się od Ciebie! – krzyknąłem – Chociaż naprawdę nie wiem co takiego Ci zrobiłem, że tak mi się odwdzięczasz! Tak bardzo staram się, żebyś mnie polubiła, a ty masz to gdzieś! Spójrz czasami na siebie i na to jak zachowujesz się w stosunku do mnie! – zacisnąłem pięści, starając się powstrzymać potok słów wypływających z moich ust. Wiedziałem, że będę  potem bardzo tego żałował, jednak nie mogłem zatrzymać tej lawiny emocji, która tak gwałtownie na mnie spadła. – Skoro ty masz to wszystko gdzieś, ja też będę miał, nie mam już ochoty dłużej się Tobą przejmować! – wykrzyczałem jej to prosto w twarz, ledwo panując nad trzęsącymi się dłońmi.
Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, zawróciłem i ruszyłem w stronę Kamila, który leniwie wygrzewał się na słońcu, po drugim końcu plaży.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz biegłem tak szybko. Szybciej ode mnie poruszało się teraz tylko poczucie winy, które dogoniło mnie już po kilku sekundach od chwili wypowiedzianego przeze mnie monologu.

Kiedy wróciliśmy do pokoju, czekali tam na nas wszyscy trzej skoczkowie.
- Słuchajcie, mamy dla was propozycje nie do odrzucenia! – wykrzyknął Gregor, gdy tylko nas zobaczył – Wszystko jest już ustalone, musicie się jeszcze zgodzić.
Kamil wskazał mu ruchem ręki by mówił dalej.
- Mamy w planach pojechać na kilka dni pod namioty.
- Z dziewczynami oczywiście, one już się zgodziły. – dodał Thomas, zanurzając rękę w paczce z chipsami.
Przyjrzałem się mu uważnie. Wyglądał normalnie i jak widać przez noc nie obrócił hotelu w popiół.
Polak chętnie na to przystał, natomiast ja tylko wzruszyłem ramionami.
- Mam to gdzieś.
- Czyli się zgadzacie. – podsumował Gregor, uśmiechając się szeroko i ukazując nam przy tym wszystkie swoje równe zęby. – Super!
- Andi, wróżko moja, podaj mi szklankę! – Thomas zabrał się za odkręcanie dwulitrowej butelki z Coca-Colą.
Z westchnieniem podszedłem do szafki, w której schowaliśmy przeróżne naczynia i wyciągnąłem stamtąd dwie szklanki.
- Już dobrze się czujesz? – zapytałem, stukając szklanką o szklankę tuż przy jego uchu.
- Auć! – Austriak złapał się za głowę. Skutki wczorajszego upicia towarzyszyły mu do teraz. Mam już przed oczami tą metalową kulkę która z hukiem odbija się od ścianek jego mózgu, nie dając chwili wytchnienia. – Ale ty jesteś wredny Andi! – skarcił mnie, w dalszym ciągu trzymając się za głowę. – Po co w ogóle tu przyszedłeś jak jesteś w takim humorze.
Już miałem mu wspomnieć coś o tym, że jest to mój pokój i mogę tu przychodzić kiedy chce, a jak mu się coś nie podoba, to żeby się wynosił, jednak Gregor zdążył mnie uprzedzić.
- Bo Andreas jest jak okres… Przychodzi i nikt się nie cieszy. – powiedział rozbawiony tą sytuacją, co inni skomentowali głośnym wybuchem śmiechu.
Kamil musiał usiąść na krześle, bo ze śmiechu nie mógł ustać na nogach, Michael mocno się trząsł, zasłaniając usta ręką, a Thomas się popłakał i teraz prawą dłonią, ocierał sobie policzek po którym spływały łzy.
- Dobre! – Morgi przybił piątkę ze swoim rodakiem, po czym zaczęli się znowu śmiać.
Nie wygląda na to by byli pokłóceni. Widocznie źle odebrałem ich wczorajszą rozłąkę. Nie mniej było to dziwne.
- Bardzo śmieszne. – przewróciłem oczami, po czym położyłem szklanki na łóżku i wycofałem się do swojej części pokoju.
- Nie obrażaj się! – zawołał Schlieri, posyłając mi buziaka w powietrzu – Przecież wiesz, że Cię kocham Welli!
Westchnąłem. Czasami zachowywali się jak dzieci i nie mogłem uwierzyć, że ci faceci są ode mnie kilka lat starsi.
Nie za bardzo chciałem jechać z nimi na tą wycieczkę, zwłaszcza po tym co powiedziałem Lenie. Do tej pory poczucie winy przeżerało mnie na wylot. Poza tym nie miałem ochoty na oglądanie tego jak Michael romansuje sobie z Leną. To już było ponad moje siły.
Bałem się pogorszenia stosunków zarówno z moimi kolegami jak i z Leną… Chociaż w tym przypadku nie wiem czy można było zepsuć coś bardziej.
- Nie jadę. – zdecydowałem i zatopiłem wzrok w książce, którą przed momentem wziąłem do rąk.
- Jak to Andreas?! – zdziwił się Thomas – Jesteśmy drużyną. Musisz jechać!
- Nic nie muszę. – odburknąłem, przewracając kartkę, chociaż nie miałem zielonego pojęcia co właśnie przeczytałem.
- Pamiętasz te wszystkie nauki naszych trenerów? – zwrócił się do mnie Gregor – W drużynie nie ma żadnego ja.
- Tak… Nie ma też żadnego ty w słowie dupek, a jednak… - zauważyłem i rzucając książkę na łóżko wyszedłem z pokoju, zostawiając ich samych. Miałem już dość wszystkiego dookoła, musiałem znaleźć chwilę tylko i wyłącznie dla siebie. Przemyśleć to wszystko, gdyż teraz w mojej głowie panował jeden wielki mętlik i nie sposób było go ogarnąć. Jedyne co przebijało się przez tą burze myśli było imię: Lena. 



Szczerze mówiąc nie za bardzo jestem przekonana do tego rozdziału... takie trochę lanie wody jak dla mnie, sama nie wiem, ale nie do końca mi przypadł do gustu. Postaram się, żeby następny był lepszy i dłuższy.
Piszcie w komentarzach co myślicie, może akurat wam się spodoba :)
Następny rozdział w okolicach piątku/soboty.
Pozdrawiam :*