Na następny
dzień Andreas zachowywał się zupełnie normalnie. Nawet nie przyszło mu do
głowy, żeby przeprosić mnie za wczorajsze zachowanie i za to, że zostawił mnie
samą przy stoliku. Wydawałoby się, że taka sytuacja w ogóle nie miała miejsca.
Czy mówiłam już jaki z niego dupek? Na szczęście impreza, która miała odbyć się
dzisiaj została przesunięta na dzień jutrzejszy.
Zdziwiło mnie to, że po śniadaniu jak gdyby nigdy nic zaproponował mi grę w karty. Była to dość niespotykana propozycja, ale zgodziłam się, bo na dzisiaj nie miałam lepszych planów. Aurelia na całe dnie znikała gdzieś z Thomasem i Gregorem, a Blanka poznała wczoraj jakiegoś chłopaka i to z nim planowała spędzić ten poranek.
Jeżeli chodzi o karty szło mi w nich tak samo beznadziejnie jak w relacjach z chłopakami, a zwłaszcza takimi jakim jest Andreas.
Wygodnie usiedliśmy sobie w hotelowym salonie, zajęliśmy stolik między stołem bilardowym, a kominkiem, który przez całe lato był w trybie uśpienia.
Nic nie mówiąc, chłopak rozdał karty i zaczęliśmy naszą pierwszą partię.
Szło mi okropnie, każdą nową grę przegrywałam w jeszcze gorszym stylu niż poprzednią.
Po godzinie, znudziło mi się takie spędzanie czasu, ale bałam się, że Niemiec wymyśli coś jeszcze gorszego, więc wolałam milczeć.
- Ograłem Cię, już szósty raz. – popatrzył na mnie z triumfalną iskierką w oczach.
- W Polsce jest takie powiedzenie, że kto ma szczęście w kartach, nie ma szczęścia w miłości. – poinformowałam go, z rezygnacją tasując karty, chociaż to wychodziło mi nie najgorzej.
- Ja je mam. – stwierdził jak zwykle pewny siebie.
- To, że lata za Tobą pół miliona fanek, nie znaczy, że je masz. – spojrzałam na niego z wyższością, chcąc by przyznał mi rację – Być może wśród nich, nie ma żadnej, która byłaby w stanie Cię uszczęśliwić.
- Nie mówię o fankach. – pokręcił przecząco głową – Możliwe, że spotkałem już dziewczynę, która mogłaby uczynić mnie szczęśliwym… Ale nie jestem pewien. Po pierwsze jest strasznie uparta, a po drugie ona chyba tego nie chce. – zlustrował mnie uważnym spojrzeniem, jakby chcąc mi coś w ten sposób uświadomić.
- Poznasz mnie z nią kiedyś? – zapytałam, szybko rozdając karty.
- Chyba już ją znasz. – powiedział dobitnie.
- Nie sądzę. – odparłam bagatelizującym tonem – Nie mamy zbyt wielu wspólnych znajomych.
- Ech… Zaczynasz. – zwrócił się do mnie, przenosząc wzrok na talię kart, trzymanych w ręce.
Do końca naszej zabawy, żadne nie odezwało się ani słowem.
Zdziwiło mnie to, że po śniadaniu jak gdyby nigdy nic zaproponował mi grę w karty. Była to dość niespotykana propozycja, ale zgodziłam się, bo na dzisiaj nie miałam lepszych planów. Aurelia na całe dnie znikała gdzieś z Thomasem i Gregorem, a Blanka poznała wczoraj jakiegoś chłopaka i to z nim planowała spędzić ten poranek.
Jeżeli chodzi o karty szło mi w nich tak samo beznadziejnie jak w relacjach z chłopakami, a zwłaszcza takimi jakim jest Andreas.
Wygodnie usiedliśmy sobie w hotelowym salonie, zajęliśmy stolik między stołem bilardowym, a kominkiem, który przez całe lato był w trybie uśpienia.
Nic nie mówiąc, chłopak rozdał karty i zaczęliśmy naszą pierwszą partię.
Szło mi okropnie, każdą nową grę przegrywałam w jeszcze gorszym stylu niż poprzednią.
Po godzinie, znudziło mi się takie spędzanie czasu, ale bałam się, że Niemiec wymyśli coś jeszcze gorszego, więc wolałam milczeć.
- Ograłem Cię, już szósty raz. – popatrzył na mnie z triumfalną iskierką w oczach.
- W Polsce jest takie powiedzenie, że kto ma szczęście w kartach, nie ma szczęścia w miłości. – poinformowałam go, z rezygnacją tasując karty, chociaż to wychodziło mi nie najgorzej.
- Ja je mam. – stwierdził jak zwykle pewny siebie.
- To, że lata za Tobą pół miliona fanek, nie znaczy, że je masz. – spojrzałam na niego z wyższością, chcąc by przyznał mi rację – Być może wśród nich, nie ma żadnej, która byłaby w stanie Cię uszczęśliwić.
- Nie mówię o fankach. – pokręcił przecząco głową – Możliwe, że spotkałem już dziewczynę, która mogłaby uczynić mnie szczęśliwym… Ale nie jestem pewien. Po pierwsze jest strasznie uparta, a po drugie ona chyba tego nie chce. – zlustrował mnie uważnym spojrzeniem, jakby chcąc mi coś w ten sposób uświadomić.
- Poznasz mnie z nią kiedyś? – zapytałam, szybko rozdając karty.
- Chyba już ją znasz. – powiedział dobitnie.
- Nie sądzę. – odparłam bagatelizującym tonem – Nie mamy zbyt wielu wspólnych znajomych.
- Ech… Zaczynasz. – zwrócił się do mnie, przenosząc wzrok na talię kart, trzymanych w ręce.
Do końca naszej zabawy, żadne nie odezwało się ani słowem.
- O mój boże! –
usłyszałam krzyk Gregora, kiedy tylko weszłam do hotelowej stołówki na kolację –
Andi! Chyba po raz pierwszy w całym swoim życiu wyglądasz tak przeraźliwie! –
Austriacki skoczek prawie płakał ze śmiechu, wskazując innym na twarz Andreasa.
Pozostali skoczkowie także zaczęli się trząść ze śmiechu.
- Właśnie! To straszne uczucie Schlierenzauer. Powiedz mi, jak radzisz sobie z tym CODZIENNIE? – odgryzł się Niemiec, nerwowo przyciskając dłoń do twarzy.
- Lata praktyki. – Gregor machnął ręką, zupełnie nie zważając na obelgę, którą został obrzucony przez kolegę – Ściągnij wszystkie lustra w domu, a zaraz o tym zapomnisz.
- Jak mam zapomnieć, kiedy cały czas muszę patrzeć na Ciebie?! – wrzasnął Andreas, siadając przy stole. Zaczął nerwowo przeżuwać posiłek.
- Co się stało? – podeszłam do chłopaków, z talerzem pełnym jedzenia i usiadłam obok Kamila.
- Andiego zaatakowała jakaś pobudzona fanka, z Polski. – wytłumaczył mi Thomas, wyraźnie akcentując ostatnie słowo – Rzuciła się na biedaka i chciała by podpisał jakiś… akt ślubu? Czy coś w tym stylu. – machnął niedbale ręką, o mało nie wywracając szklanki z zielonym napojem. – Oczywiście odmówił, a ona przywaliła mu pięścią w oko. – ponownie wybuchł niekontrolowanym śmiechem, zasłaniając przy tym usta dłonią.
Przeniosłam swój wzrok na Andreasa. Pod prawym okiem malowała się olbrzymia fioletowa śliwa, a jego malinowe usta zostały w jednym miejscu rozcięte.
- Wspominałeś coś dzisiaj o szczęściu w miłości. – przypomniałam mu sarkastycznie, popijając zieloną herbatę.
Nie odpowiedział, tylko z pochyloną głową kontynuował jedzenie, więc wolałam już nie pogarszać mu nastroju. Wyglądał tak żałośnie, że aż zrobiło mi się go żal. To w końcu trochę niesprawiedliwe. Nie jego wina, że nawet w Miami napastują go jakieś psychiczne fanki.
Po kilku minutach Blanka poszła do swojego pokoju, tłumacząc się wielkim zmęczeniem i chęcią skontaktowania się z rodzicami.
Niedługo po niej wyszła też Aurelia, trzymając pod rękę Thomasa i Gregora.
Pokręciłam z niedowierzeniem głową. Nie wiem ile jeszcze uda jej się ciągnąć tą grę, ale w końcu któryś z nich będzie chciał mieć ją tylko na wyłączność, a wtedy jak zawsze stworzy się konflikt, którego zwykle moja przyjaciółka nie potrafi rozstrzygnąć.
- Ja z Michim idziemy do kina. – poinformował mnie Kamil wstając od stołu i wskazując na milczącego Michaela – Mieliśmy iść z Andim, ale chyba nie zechce się nigdzie pokazywać w takim stanie. – pocałował mnie w policzek na pożegnanie, poklepał poszkodowanego kolegę po plecach i razem z małomównym Austriakiem wyszli ze stołówki.
- Zamierzasz się ze mnie nabijać cały wieczór? – po raz pierwszy od mojego pojawienia się na stołówce podniósł na mnie wzrok – Bo jak nie, to możemy teraz… ekhm… no nie wiem… porobić coś razem?
- Jak na osobę, którą nie lubię, spędzam z Tobą zaskakującą ilość czasu Wellinger. – stwierdziłam, ale przystałam na jego propozycję. Ostatnio nie było tak źle. Zawsze kiedy doprowadzał mnie do szału, przypominam sobie o wspólnie spędzonym wieczorze na masce samochodu. Przypominam sobie zupełnie innego Andreasa. Takiego, którego mogłabym polubić.
Pozostali skoczkowie także zaczęli się trząść ze śmiechu.
- Właśnie! To straszne uczucie Schlierenzauer. Powiedz mi, jak radzisz sobie z tym CODZIENNIE? – odgryzł się Niemiec, nerwowo przyciskając dłoń do twarzy.
- Lata praktyki. – Gregor machnął ręką, zupełnie nie zważając na obelgę, którą został obrzucony przez kolegę – Ściągnij wszystkie lustra w domu, a zaraz o tym zapomnisz.
- Jak mam zapomnieć, kiedy cały czas muszę patrzeć na Ciebie?! – wrzasnął Andreas, siadając przy stole. Zaczął nerwowo przeżuwać posiłek.
- Co się stało? – podeszłam do chłopaków, z talerzem pełnym jedzenia i usiadłam obok Kamila.
- Andiego zaatakowała jakaś pobudzona fanka, z Polski. – wytłumaczył mi Thomas, wyraźnie akcentując ostatnie słowo – Rzuciła się na biedaka i chciała by podpisał jakiś… akt ślubu? Czy coś w tym stylu. – machnął niedbale ręką, o mało nie wywracając szklanki z zielonym napojem. – Oczywiście odmówił, a ona przywaliła mu pięścią w oko. – ponownie wybuchł niekontrolowanym śmiechem, zasłaniając przy tym usta dłonią.
Przeniosłam swój wzrok na Andreasa. Pod prawym okiem malowała się olbrzymia fioletowa śliwa, a jego malinowe usta zostały w jednym miejscu rozcięte.
- Wspominałeś coś dzisiaj o szczęściu w miłości. – przypomniałam mu sarkastycznie, popijając zieloną herbatę.
Nie odpowiedział, tylko z pochyloną głową kontynuował jedzenie, więc wolałam już nie pogarszać mu nastroju. Wyglądał tak żałośnie, że aż zrobiło mi się go żal. To w końcu trochę niesprawiedliwe. Nie jego wina, że nawet w Miami napastują go jakieś psychiczne fanki.
Po kilku minutach Blanka poszła do swojego pokoju, tłumacząc się wielkim zmęczeniem i chęcią skontaktowania się z rodzicami.
Niedługo po niej wyszła też Aurelia, trzymając pod rękę Thomasa i Gregora.
Pokręciłam z niedowierzeniem głową. Nie wiem ile jeszcze uda jej się ciągnąć tą grę, ale w końcu któryś z nich będzie chciał mieć ją tylko na wyłączność, a wtedy jak zawsze stworzy się konflikt, którego zwykle moja przyjaciółka nie potrafi rozstrzygnąć.
- Ja z Michim idziemy do kina. – poinformował mnie Kamil wstając od stołu i wskazując na milczącego Michaela – Mieliśmy iść z Andim, ale chyba nie zechce się nigdzie pokazywać w takim stanie. – pocałował mnie w policzek na pożegnanie, poklepał poszkodowanego kolegę po plecach i razem z małomównym Austriakiem wyszli ze stołówki.
- Zamierzasz się ze mnie nabijać cały wieczór? – po raz pierwszy od mojego pojawienia się na stołówce podniósł na mnie wzrok – Bo jak nie, to możemy teraz… ekhm… no nie wiem… porobić coś razem?
- Jak na osobę, którą nie lubię, spędzam z Tobą zaskakującą ilość czasu Wellinger. – stwierdziłam, ale przystałam na jego propozycję. Ostatnio nie było tak źle. Zawsze kiedy doprowadzał mnie do szału, przypominam sobie o wspólnie spędzonym wieczorze na masce samochodu. Przypominam sobie zupełnie innego Andreasa. Takiego, którego mogłabym polubić.
Wyszliśmy razem
przed hotel i skierowaliśmy się w stronę plaży. Było już ciemno, a jedyną
rzeczą, która oświetlała nam drogę był duży księżyc widniący wysoko na niebie.
Mimo tak późnej pory było tutaj bardzo ciepło.
Ściągnęłam z nóg czarne japonki i zanurzyłam stopy w zimnym piasku, a buty chwyciłam w lewą dłoń.
- Tradycyjnie spacer po plaży? – zapytał Andreas, wyprzedzając mnie pół kroku.
- Mówisz to tak, jakby należało to do naszych zwyczajów. – uśmiechnęłam się lekko, zakładając włosy za ucho.
- Może kiedyś tak będzie. – uśmiechnął się łobuzersko.
Ciekawe, że nawet z ogromnym siniakiem potrafił wyglądać tak ładnie.
Szliśmy w milczeniu przez plaże, wsłuchując się w niezwykle cichy ocean. Tym razem nie biegliśmy, tylko spokojnie przemierzaliśmy kolejne długości.
Dopiero teraz zauważyłam jaki jest wysoki. Przerastał mnie prawie o głowę i mimo to, że zawsze byłam uważana za wysoką dziewczynę, poczułam się przy nim mała… mała i bezbronna.
Nagle Andreas zatrzymał się i obrócił do mnie przodem.
- Tak? – zapytałam zmieszana, nie wiedząc o co chodzi.
- Myślałaś kiedyś co by było gdybyś bardzo chciała zrobić pewną rzecz… ale nigdy jej nie zrobiła, a potem żałowała tego przez długi czas? – zwrócił się do mnie poważnym tonem, wyczekując odpowiedzi.
Zastanowiłam się przez chwilę. Nie wiem skąd przyszło mu do głowy tego typu pytanie, ale taki właśnie był Andreas. Zaskakujący.
- Podobno w późniejszych etapach, bardziej żałuje się tego czego się nie zrobiło, niż tego co się zrobiło, bo nawet jeżeli ta czynność będzie miała hmm… niekoniecznie dobre skutki, to przynajmniej będziesz wiedzieć na czym stoisz, a nie przez całe życie zastanawiać się co by było gdyby… - odpowiedziałam, mając nadzieję, że właśnie o to mu chodziło i że nie będzie kontynuował tematu.
Miałam rację, ta odpowiedź wystarczyła, a on uśmiechnął się lekko i powiedział:
- Dlatego, nawet jeżeli miałabyś mnie znienawidzić, zrobię to. Chcę wiedzieć.
- Ale co? – zapytałam zaskoczona, nie wiedząc czego się spodziewać.
- To. – powiedział.
Zacisnęłam pięści, a on wzrokiem śledził każdy mój ruch. Podszedł do mnie, cała drżałam, miałam nadzieję, że tego nie widzi. Nagle Andreas wyciągnął rękę i odgarnął mi z czoła niesforny kosmyk włosów. Jego dłoń przesunęła się na mój kark. Był tak blisko mnie, że poczułam zapach jego orzeźwiających perfum. Nachylił się nade mną i wziął głęboki oddech. Pogładził mnie po policzku, przesunął rękę i wplątał ją w moje włosy. Poczułam jak moje palce u stóp, dotykają jego tenisówek. Nasze usta dzieliły od siebie milimetry. Przymknęłam na chwilę oczy, ale szybko się opamiętałam.
Uderzyłam go zimną dłonią w rozpalony policzek.
- Co ty sobie wyobrażasz?! – krzyknęłam , a Andreas momentalnie ode mnie odskoczył.
Spojrzał na mnie z takim zdziwieniem, jakbym przed chwilą poinformowała go, że Michael postanowił zatańczyć kankana na środku ulicy.
Zobaczyłam w jego oczach ból, jakiego nie zdołałam odczytać jeszcze nigdy u żadnej osoby.
Nie mogłam postąpić inaczej. On nic nie rozumiał, nic nie wiedział. A ja nie chciałam mu tego tłumaczyć. Postanowiłam więc zrobić to co umiem najlepiej. Uciekłam.
Chwyciłam japonki, które chwile temu wypadły mi z rąk, odwróciłam się w przeciwną stronę i zaczęłam biec. Mimo tego, że nie obróciłam się ani razu, czułam na sobie jego palące spojrzenie, które wierciło mi w plecach wielką dziurę.
Mimo tak późnej pory było tutaj bardzo ciepło.
Ściągnęłam z nóg czarne japonki i zanurzyłam stopy w zimnym piasku, a buty chwyciłam w lewą dłoń.
- Tradycyjnie spacer po plaży? – zapytał Andreas, wyprzedzając mnie pół kroku.
- Mówisz to tak, jakby należało to do naszych zwyczajów. – uśmiechnęłam się lekko, zakładając włosy za ucho.
- Może kiedyś tak będzie. – uśmiechnął się łobuzersko.
Ciekawe, że nawet z ogromnym siniakiem potrafił wyglądać tak ładnie.
Szliśmy w milczeniu przez plaże, wsłuchując się w niezwykle cichy ocean. Tym razem nie biegliśmy, tylko spokojnie przemierzaliśmy kolejne długości.
Dopiero teraz zauważyłam jaki jest wysoki. Przerastał mnie prawie o głowę i mimo to, że zawsze byłam uważana za wysoką dziewczynę, poczułam się przy nim mała… mała i bezbronna.
Nagle Andreas zatrzymał się i obrócił do mnie przodem.
- Tak? – zapytałam zmieszana, nie wiedząc o co chodzi.
- Myślałaś kiedyś co by było gdybyś bardzo chciała zrobić pewną rzecz… ale nigdy jej nie zrobiła, a potem żałowała tego przez długi czas? – zwrócił się do mnie poważnym tonem, wyczekując odpowiedzi.
Zastanowiłam się przez chwilę. Nie wiem skąd przyszło mu do głowy tego typu pytanie, ale taki właśnie był Andreas. Zaskakujący.
- Podobno w późniejszych etapach, bardziej żałuje się tego czego się nie zrobiło, niż tego co się zrobiło, bo nawet jeżeli ta czynność będzie miała hmm… niekoniecznie dobre skutki, to przynajmniej będziesz wiedzieć na czym stoisz, a nie przez całe życie zastanawiać się co by było gdyby… - odpowiedziałam, mając nadzieję, że właśnie o to mu chodziło i że nie będzie kontynuował tematu.
Miałam rację, ta odpowiedź wystarczyła, a on uśmiechnął się lekko i powiedział:
- Dlatego, nawet jeżeli miałabyś mnie znienawidzić, zrobię to. Chcę wiedzieć.
- Ale co? – zapytałam zaskoczona, nie wiedząc czego się spodziewać.
- To. – powiedział.
Zacisnęłam pięści, a on wzrokiem śledził każdy mój ruch. Podszedł do mnie, cała drżałam, miałam nadzieję, że tego nie widzi. Nagle Andreas wyciągnął rękę i odgarnął mi z czoła niesforny kosmyk włosów. Jego dłoń przesunęła się na mój kark. Był tak blisko mnie, że poczułam zapach jego orzeźwiających perfum. Nachylił się nade mną i wziął głęboki oddech. Pogładził mnie po policzku, przesunął rękę i wplątał ją w moje włosy. Poczułam jak moje palce u stóp, dotykają jego tenisówek. Nasze usta dzieliły od siebie milimetry. Przymknęłam na chwilę oczy, ale szybko się opamiętałam.
Uderzyłam go zimną dłonią w rozpalony policzek.
- Co ty sobie wyobrażasz?! – krzyknęłam , a Andreas momentalnie ode mnie odskoczył.
Spojrzał na mnie z takim zdziwieniem, jakbym przed chwilą poinformowała go, że Michael postanowił zatańczyć kankana na środku ulicy.
Zobaczyłam w jego oczach ból, jakiego nie zdołałam odczytać jeszcze nigdy u żadnej osoby.
Nie mogłam postąpić inaczej. On nic nie rozumiał, nic nie wiedział. A ja nie chciałam mu tego tłumaczyć. Postanowiłam więc zrobić to co umiem najlepiej. Uciekłam.
Chwyciłam japonki, które chwile temu wypadły mi z rąk, odwróciłam się w przeciwną stronę i zaczęłam biec. Mimo tego, że nie obróciłam się ani razu, czułam na sobie jego palące spojrzenie, które wierciło mi w plecach wielką dziurę.
To chyba mój ulubiony rozdział, mam nadzieję, że wam też się spodoba :)
+ czytasz = komentujesz, wasze komentarze dodają mi weny :)
+ czytasz = komentujesz, wasze komentarze dodają mi weny :)
Cóż w tych ogarniających mnie emocjach nic sensownego nie napiszę .
OdpowiedzUsuńUwielbiam takiego Andrea'sa , jego pytania , podejście do życia ..
Dowiedział się na czym stoi ! Ale coś czuję , że nie odpuści i bardzo dobrze!
Czekam z niecierpliwością na kolejne dzieło !
http://difficult-love-austria.blogspot.com/
Pozdrawiam , Ann.
dziękuje za komentarz :*
Usuńwejdę na bloga :)
Kooooooochaaam ; 33
OdpowiedzUsuń( ale tego juz nie muszę pisać ;) )
Bardzo podoba mi się ten rozdział ;**
Mój jak na razie ulubiony ; 33
nono ja czekam na twój nowy <3
UsuńMożesz mnie powiadamiać na asku o nowych rozdziałach? http://ask.fm/kochaniemexd
OdpowiedzUsuńpostaram się :)
UsuńO matkoooo <3
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny rozdział!
w piątek powinien być :)
UsuńCudowne opowiadanie! Nadrobiłam wszystkie rozdziały i muszę przyznać, że ten jest chyba najlepszy ;) Nie mogę doczekać się następnego. Dodałam Twojego bloga do obserwowanych więc będę regularnie tu zaglądać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie, dopiero zaczynam: http://odurzeni-w-raju.blogspot.com/
dziękuję za miłe słowa :)
Usuńna pewno wejdę :*
Cudo!
OdpowiedzUsuńPisz dalej, proszę ;)
A w między czasie wpadnij do mnie na nowy: http://male-swiatelka-w-moim-sercu.blogspot.com/
Pozdrawiam ^^
już wchodzę na bloga :*
UsuńNadrobilam poprzednie rozdzialy i wiesz co? Dziwie sie Lenie ze nie polubila Wellingera. Przeciez on jest taki slodki! Jakby mnie chcial pocalowac w ogole bym sie nie opierala hahahah. Ale ja to ja!
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze relacja jakos miedzy nimi bedzie lepsza i wgl bedzie fajnie!
Czekam na nowosc - informuj mnie w spamie na www.spelnione--marzenie.blogspot.com
Pozdrawiam ;*
Inszaaa
ja też bym się nie opierała, Lena to taka szczęściara!! :D
Usuńdziękuje za komentarz, odwiedzę bloga :*
Rzucam gromami. Dlaczego? No dlaczego? Ja bym się pokroić dała za trzy minuty z Wellingerem. A ta ma wszystko. Spacery na plaży, romantyczne zachody słońca na masce samochodu, rozmowy... i co? Trzaska go w twarz.
OdpowiedzUsuńChyba, że kiedyś coś tam się stało tak a nie inaczej i dlatego ona się zachowuje jak dzika kotka. Ale Wellingera mi szkoda.
Dwa razy jednego dnia dostać od dziewczyny po dziobie? dwóch różnych dziewczyn, przepraszam. Ma chłopak branie, nie powiem.
Buziak ;**
Jeżeli masz ochotę, to zapraszam do mnie na opowiadanie o Marinusie Kraus
http://www.niedorosla-milosc.blogspot.com
Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na następny ;)
bardzo dziękuje za komentarz pod każdym postem, nawet nie wiesz jak miło mi się czytało :)
Usuńno wiesz... między nimi to się jeszcze wieeeele pokomplikuje :) ale mam nadzieje, że będzie ciekawiej. + ja jakbym była Leną to od razu bym Andiego polubiła, ba pokochała! hahaha no chyba że miałby wyjątkowo paskudny charakter, ale jeżeli byłby taki jak tutaj to dałabym się zabić za dwie minuty rozmowy z nim <3
cieszę się, że w swoim komentarzu/ komentarzach zawarłaś tyle emocji, bo oznacza to, że ci się podoba.
Zazdroszczę Lenie nie powiem, a jak piszę sceny jak ona go odpycha to mi się serce łamie.... a w następnych rozdziałach to chyba już zwiędnie ze smutku :/
ale mam nadzieję, że się spodoba. Rozdział na pewno w ten weekend się pojawi :* + na pewno odwiedzę bloga :)