O godzinie 8
rano, Kamil zwlekł mnie z łóżka.
- Andi! Wstawaj, ty grubasie! Idziemy biegać!
- Zamknij się. – zdenerwowany rzuciłem w niego książką, która leżała na moim nakastliku i zakryłem głowę, ogromną poduszką. Nie muszę chyba dodawać, że przez wczorajsze atrakcje, a właściwie to dzisiejsze, jeszcze się nie wyspałem. Owszem, codziennie rano chodziliśmy z Kamilem biegać, ale dzisiaj nie miałem ochoty.
- Wstawaj! Nie żartuj! – Kamil ściągnął ze mnie kołdrę, a ja podniosłem głowę i obrzuciłem go morderczym spojrzeniem.
- Nie dzisiaj. – poinformowałem go, sięgnąłem po kołdrę i z powrotem rzuciłem ją na łóżko.
- Gdyby spojrzenie mogło zabijać… - zaczął Kamil, ale dokończył, a zamiast tego ponownie ściągnął ze mnie puchową kołdrę, ale tym razem rzucił ją na drugi koniec pokoju.
- Wiesz… Wiem, że Lena też lubi pobiegać sobie nad ranem. – powiedział powoli, oczekując mojej reakcji.
- Nie obchodzi mnie ona. – odpowiedziałem siląc się na obojętny ton, ale całe moje ciało zesztywniało, gdy tylko wymówił to imię. Mogłem oszukiwać wszystkich dookoła, ale nie siebie.
W tej właśnie chwili obudził się Michael, jakby imię Lena przywróciło go do życia.
- Co jest chłopaki? – spytał, leniwie podnosząc się z łóżka i szeroko ziewając.
- Mama Cię nie uczyła, że podczas ziewania zamyka się buzię? – warknąłem, dalej nie mogąc na niego patrzeć. Nie mogłem uwierzyć, że zachowywał się jak gdyby nigdy nic.
- Andi wstawaj. – Kamil zwrócił się do mnie, tym razem błagalnym głosem – Humorek Ci dzisiaj nie dopisuje, a bieganie jest dobre na wszelkie zło. Czekam na dole, masz być za 10 minut. – odparł i wyszedł z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
Michael siedział przy stoliku i szperał w swoim telefonie, lekko się do niego uśmiechając.
Może pisze sms-a do Leny. – pomyślałem z goryczą i zapragnąłem jak najszybciej wyrzucić sobie z głowy tę myśl. Po chwili wstałem, założyłem na siebie zielony T-shirt oraz czarne spodenki i wyszedłem z pokoju. Perspektywa spędzenia tego poranka z Austriakiem, nie specjalnie przypadła mi do gustu. Naprawdę, w jego towarzystwie nie ręczyłem za siebie.
Kiedy pojawiłem się w holu, na twarz Kamila wpełzł uśmiech.
- Zuch chłopak. – pochwalił mnie Polak, rozciągając się na korytarzu.
Nic nie odpowiedziałem, tylko ruszyłem ku głównym drzwiom i nie czekając na kolegę, wybiegłem z hotelu.
-Czekaj! – zawołał za mną i po chwili pojawił się po mojej prawej stronie. – Co Cię ugryzło? – zapytał, wkładając na nos okulary przeciwsłoneczne.
- Nic. – odburknąłem, nawet nie starając się udawać, że jestem w dobrym humorze.
- Dobra, o nic więcej nie pytam. – uniósł ręce w geście kapitulacji i zamilkł.
Przez pół godziny żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Biegliśmy w całkowitym milczeniu, skupiając się tylko na widokach rozciągających się przed nami.
Po pewnym czasie zacząłem się męczyć, a mój miarowy oddech przerodził się w ciężkie sapanie.
- Nie masz już siły? To dopiero połowa drogi! Dasz radę! – próbował zdopingować mnie kolega, ale na nic się to nie zdało. Kiedy nie miałem ochoty na biegi, mój organizm wyczuwał to i automatycznie odmawiał współpracy. Zatrzymałem się i oparłem dłonie na kolanach.
Polak także się zatrzymał, jednak stał w wyprostowanej pozycji, patrząc na mnie z góry.
- Okej, krótki odpoczynek. – zgodził się.
Usiadłem na piasku, chociaż wiem, że nie jest to wskazane dla biegaczy, którzy nawet jeszcze nie dokończyli swojego treningu. Miałem to gdzieś. Zamknąłem oczy i chciałem wyizolować się od reszty świata. Nie udało mi się to, gdyż kolega mocno szturchnął mnie w ramię.
- Patrz kto tam biegnie! – wskazał na śliczną, szczupłą dziewczynę, która z słuchawkami w uszach przemierzała plażę.
Lena. Brązowe włosy miała spięte w wysokiego, niedbałego koka, a wiele kosmyków opadało jej na zmęczoną twarz. Z roztargnieniem zaczesywała je za ucho, jednak one nie dawały się ujarzmić.
- Co się tak gapisz? Biegnij za nią! – Kamil popchnął mnie do przodu, a ja szybko dogoniłem dziewczynę.
Zaskoczona wyjęła słuchawki z uszu i zwolniła trochę tempo.
- Jak się wczoraj bawiłaś? – zapytałem, siląc się na obojętny ton.
- Dobrze. – wzruszyła ramionami, cały czas patrząc przed siebie.
- Nie zatańczyliśmy razem. – zauważyłem, lecz ona nie odezwała się ani słowem.
Dziękuje, że ułatwiasz mi prowadzenie tej konwersacji! – pomyślałem ironicznie, nie wiedząc co mógłbym jeszcze dodać.
- Bawiłabyś się o wiele lepiej. – dodałem po chwili, myśląc, że najlepiej będzie pokazać jej, że nie zrobiło to na mnie wrażenia. Niech zobaczy ile straciła.
Gwałtownie zatrzymała się, a ja o mało co na nią nie wpadłem. Zdziwiony popatrzyłem jej w oczy, które przepełniała teraz furia.
- Słuchaj Wellinger. – wycedziła przez zaciśnięte zęby – Wiem, że może to co teraz powiem bardzo Cię zaszokuje, ale bez Ciebie też można świetnie się bawić! Może to dla Ciebie dziwne, bo połowa dziewczyn na tej planecie zrobiłaby wszystko za minutę czasu spędzonego z Andreasem, ale wyobraź sobie, że są też i tacy, którzy dobrze sobie radzą bez twojego towarzystwa!
Widać było, że nieźle się wkurzyła, ale jej monolog też wyprowadził mnie z równowagi.
- Dobrze, świetnie, odczepię się od Ciebie! – krzyknąłem – Chociaż naprawdę nie wiem co takiego Ci zrobiłem, że tak mi się odwdzięczasz! Tak bardzo staram się, żebyś mnie polubiła, a ty masz to gdzieś! Spójrz czasami na siebie i na to jak zachowujesz się w stosunku do mnie! – zacisnąłem pięści, starając się powstrzymać potok słów wypływających z moich ust. Wiedziałem, że będę potem bardzo tego żałował, jednak nie mogłem zatrzymać tej lawiny emocji, która tak gwałtownie na mnie spadła. – Skoro ty masz to wszystko gdzieś, ja też będę miał, nie mam już ochoty dłużej się Tobą przejmować! – wykrzyczałem jej to prosto w twarz, ledwo panując nad trzęsącymi się dłońmi.
Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, zawróciłem i ruszyłem w stronę Kamila, który leniwie wygrzewał się na słońcu, po drugim końcu plaży.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz biegłem tak szybko. Szybciej ode mnie poruszało się teraz tylko poczucie winy, które dogoniło mnie już po kilku sekundach od chwili wypowiedzianego przeze mnie monologu.
- Andi! Wstawaj, ty grubasie! Idziemy biegać!
- Zamknij się. – zdenerwowany rzuciłem w niego książką, która leżała na moim nakastliku i zakryłem głowę, ogromną poduszką. Nie muszę chyba dodawać, że przez wczorajsze atrakcje, a właściwie to dzisiejsze, jeszcze się nie wyspałem. Owszem, codziennie rano chodziliśmy z Kamilem biegać, ale dzisiaj nie miałem ochoty.
- Wstawaj! Nie żartuj! – Kamil ściągnął ze mnie kołdrę, a ja podniosłem głowę i obrzuciłem go morderczym spojrzeniem.
- Nie dzisiaj. – poinformowałem go, sięgnąłem po kołdrę i z powrotem rzuciłem ją na łóżko.
- Gdyby spojrzenie mogło zabijać… - zaczął Kamil, ale dokończył, a zamiast tego ponownie ściągnął ze mnie puchową kołdrę, ale tym razem rzucił ją na drugi koniec pokoju.
- Wiesz… Wiem, że Lena też lubi pobiegać sobie nad ranem. – powiedział powoli, oczekując mojej reakcji.
- Nie obchodzi mnie ona. – odpowiedziałem siląc się na obojętny ton, ale całe moje ciało zesztywniało, gdy tylko wymówił to imię. Mogłem oszukiwać wszystkich dookoła, ale nie siebie.
W tej właśnie chwili obudził się Michael, jakby imię Lena przywróciło go do życia.
- Co jest chłopaki? – spytał, leniwie podnosząc się z łóżka i szeroko ziewając.
- Mama Cię nie uczyła, że podczas ziewania zamyka się buzię? – warknąłem, dalej nie mogąc na niego patrzeć. Nie mogłem uwierzyć, że zachowywał się jak gdyby nigdy nic.
- Andi wstawaj. – Kamil zwrócił się do mnie, tym razem błagalnym głosem – Humorek Ci dzisiaj nie dopisuje, a bieganie jest dobre na wszelkie zło. Czekam na dole, masz być za 10 minut. – odparł i wyszedł z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
Michael siedział przy stoliku i szperał w swoim telefonie, lekko się do niego uśmiechając.
Może pisze sms-a do Leny. – pomyślałem z goryczą i zapragnąłem jak najszybciej wyrzucić sobie z głowy tę myśl. Po chwili wstałem, założyłem na siebie zielony T-shirt oraz czarne spodenki i wyszedłem z pokoju. Perspektywa spędzenia tego poranka z Austriakiem, nie specjalnie przypadła mi do gustu. Naprawdę, w jego towarzystwie nie ręczyłem za siebie.
Kiedy pojawiłem się w holu, na twarz Kamila wpełzł uśmiech.
- Zuch chłopak. – pochwalił mnie Polak, rozciągając się na korytarzu.
Nic nie odpowiedziałem, tylko ruszyłem ku głównym drzwiom i nie czekając na kolegę, wybiegłem z hotelu.
-Czekaj! – zawołał za mną i po chwili pojawił się po mojej prawej stronie. – Co Cię ugryzło? – zapytał, wkładając na nos okulary przeciwsłoneczne.
- Nic. – odburknąłem, nawet nie starając się udawać, że jestem w dobrym humorze.
- Dobra, o nic więcej nie pytam. – uniósł ręce w geście kapitulacji i zamilkł.
Przez pół godziny żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Biegliśmy w całkowitym milczeniu, skupiając się tylko na widokach rozciągających się przed nami.
Po pewnym czasie zacząłem się męczyć, a mój miarowy oddech przerodził się w ciężkie sapanie.
- Nie masz już siły? To dopiero połowa drogi! Dasz radę! – próbował zdopingować mnie kolega, ale na nic się to nie zdało. Kiedy nie miałem ochoty na biegi, mój organizm wyczuwał to i automatycznie odmawiał współpracy. Zatrzymałem się i oparłem dłonie na kolanach.
Polak także się zatrzymał, jednak stał w wyprostowanej pozycji, patrząc na mnie z góry.
- Okej, krótki odpoczynek. – zgodził się.
Usiadłem na piasku, chociaż wiem, że nie jest to wskazane dla biegaczy, którzy nawet jeszcze nie dokończyli swojego treningu. Miałem to gdzieś. Zamknąłem oczy i chciałem wyizolować się od reszty świata. Nie udało mi się to, gdyż kolega mocno szturchnął mnie w ramię.
- Patrz kto tam biegnie! – wskazał na śliczną, szczupłą dziewczynę, która z słuchawkami w uszach przemierzała plażę.
Lena. Brązowe włosy miała spięte w wysokiego, niedbałego koka, a wiele kosmyków opadało jej na zmęczoną twarz. Z roztargnieniem zaczesywała je za ucho, jednak one nie dawały się ujarzmić.
- Co się tak gapisz? Biegnij za nią! – Kamil popchnął mnie do przodu, a ja szybko dogoniłem dziewczynę.
Zaskoczona wyjęła słuchawki z uszu i zwolniła trochę tempo.
- Jak się wczoraj bawiłaś? – zapytałem, siląc się na obojętny ton.
- Dobrze. – wzruszyła ramionami, cały czas patrząc przed siebie.
- Nie zatańczyliśmy razem. – zauważyłem, lecz ona nie odezwała się ani słowem.
Dziękuje, że ułatwiasz mi prowadzenie tej konwersacji! – pomyślałem ironicznie, nie wiedząc co mógłbym jeszcze dodać.
- Bawiłabyś się o wiele lepiej. – dodałem po chwili, myśląc, że najlepiej będzie pokazać jej, że nie zrobiło to na mnie wrażenia. Niech zobaczy ile straciła.
Gwałtownie zatrzymała się, a ja o mało co na nią nie wpadłem. Zdziwiony popatrzyłem jej w oczy, które przepełniała teraz furia.
- Słuchaj Wellinger. – wycedziła przez zaciśnięte zęby – Wiem, że może to co teraz powiem bardzo Cię zaszokuje, ale bez Ciebie też można świetnie się bawić! Może to dla Ciebie dziwne, bo połowa dziewczyn na tej planecie zrobiłaby wszystko za minutę czasu spędzonego z Andreasem, ale wyobraź sobie, że są też i tacy, którzy dobrze sobie radzą bez twojego towarzystwa!
Widać było, że nieźle się wkurzyła, ale jej monolog też wyprowadził mnie z równowagi.
- Dobrze, świetnie, odczepię się od Ciebie! – krzyknąłem – Chociaż naprawdę nie wiem co takiego Ci zrobiłem, że tak mi się odwdzięczasz! Tak bardzo staram się, żebyś mnie polubiła, a ty masz to gdzieś! Spójrz czasami na siebie i na to jak zachowujesz się w stosunku do mnie! – zacisnąłem pięści, starając się powstrzymać potok słów wypływających z moich ust. Wiedziałem, że będę potem bardzo tego żałował, jednak nie mogłem zatrzymać tej lawiny emocji, która tak gwałtownie na mnie spadła. – Skoro ty masz to wszystko gdzieś, ja też będę miał, nie mam już ochoty dłużej się Tobą przejmować! – wykrzyczałem jej to prosto w twarz, ledwo panując nad trzęsącymi się dłońmi.
Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, zawróciłem i ruszyłem w stronę Kamila, który leniwie wygrzewał się na słońcu, po drugim końcu plaży.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz biegłem tak szybko. Szybciej ode mnie poruszało się teraz tylko poczucie winy, które dogoniło mnie już po kilku sekundach od chwili wypowiedzianego przeze mnie monologu.
Kiedy wróciliśmy
do pokoju, czekali tam na nas wszyscy trzej skoczkowie.
- Słuchajcie, mamy dla was propozycje nie do odrzucenia! – wykrzyknął Gregor, gdy tylko nas zobaczył – Wszystko jest już ustalone, musicie się jeszcze zgodzić.
Kamil wskazał mu ruchem ręki by mówił dalej.
- Mamy w planach pojechać na kilka dni pod namioty.
- Z dziewczynami oczywiście, one już się zgodziły. – dodał Thomas, zanurzając rękę w paczce z chipsami.
Przyjrzałem się mu uważnie. Wyglądał normalnie i jak widać przez noc nie obrócił hotelu w popiół.
Polak chętnie na to przystał, natomiast ja tylko wzruszyłem ramionami.
- Mam to gdzieś.
- Czyli się zgadzacie. – podsumował Gregor, uśmiechając się szeroko i ukazując nam przy tym wszystkie swoje równe zęby. – Super!
- Andi, wróżko moja, podaj mi szklankę! – Thomas zabrał się za odkręcanie dwulitrowej butelki z Coca-Colą.
Z westchnieniem podszedłem do szafki, w której schowaliśmy przeróżne naczynia i wyciągnąłem stamtąd dwie szklanki.
- Już dobrze się czujesz? – zapytałem, stukając szklanką o szklankę tuż przy jego uchu.
- Auć! – Austriak złapał się za głowę. Skutki wczorajszego upicia towarzyszyły mu do teraz. Mam już przed oczami tą metalową kulkę która z hukiem odbija się od ścianek jego mózgu, nie dając chwili wytchnienia. – Ale ty jesteś wredny Andi! – skarcił mnie, w dalszym ciągu trzymając się za głowę. – Po co w ogóle tu przyszedłeś jak jesteś w takim humorze.
Już miałem mu wspomnieć coś o tym, że jest to mój pokój i mogę tu przychodzić kiedy chce, a jak mu się coś nie podoba, to żeby się wynosił, jednak Gregor zdążył mnie uprzedzić.
- Bo Andreas jest jak okres… Przychodzi i nikt się nie cieszy. – powiedział rozbawiony tą sytuacją, co inni skomentowali głośnym wybuchem śmiechu.
Kamil musiał usiąść na krześle, bo ze śmiechu nie mógł ustać na nogach, Michael mocno się trząsł, zasłaniając usta ręką, a Thomas się popłakał i teraz prawą dłonią, ocierał sobie policzek po którym spływały łzy.
- Dobre! – Morgi przybił piątkę ze swoim rodakiem, po czym zaczęli się znowu śmiać.
Nie wygląda na to by byli pokłóceni. Widocznie źle odebrałem ich wczorajszą rozłąkę. Nie mniej było to dziwne.
- Bardzo śmieszne. – przewróciłem oczami, po czym położyłem szklanki na łóżku i wycofałem się do swojej części pokoju.
- Nie obrażaj się! – zawołał Schlieri, posyłając mi buziaka w powietrzu – Przecież wiesz, że Cię kocham Welli!
Westchnąłem. Czasami zachowywali się jak dzieci i nie mogłem uwierzyć, że ci faceci są ode mnie kilka lat starsi.
Nie za bardzo chciałem jechać z nimi na tą wycieczkę, zwłaszcza po tym co powiedziałem Lenie. Do tej pory poczucie winy przeżerało mnie na wylot. Poza tym nie miałem ochoty na oglądanie tego jak Michael romansuje sobie z Leną. To już było ponad moje siły.
Bałem się pogorszenia stosunków zarówno z moimi kolegami jak i z Leną… Chociaż w tym przypadku nie wiem czy można było zepsuć coś bardziej.
- Nie jadę. – zdecydowałem i zatopiłem wzrok w książce, którą przed momentem wziąłem do rąk.
- Jak to Andreas?! – zdziwił się Thomas – Jesteśmy drużyną. Musisz jechać!
- Nic nie muszę. – odburknąłem, przewracając kartkę, chociaż nie miałem zielonego pojęcia co właśnie przeczytałem.
- Pamiętasz te wszystkie nauki naszych trenerów? – zwrócił się do mnie Gregor – W drużynie nie ma żadnego ja.
- Tak… Nie ma też żadnego ty w słowie dupek, a jednak… - zauważyłem i rzucając książkę na łóżko wyszedłem z pokoju, zostawiając ich samych. Miałem już dość wszystkiego dookoła, musiałem znaleźć chwilę tylko i wyłącznie dla siebie. Przemyśleć to wszystko, gdyż teraz w mojej głowie panował jeden wielki mętlik i nie sposób było go ogarnąć. Jedyne co przebijało się przez tą burze myśli było imię: Lena.
- Słuchajcie, mamy dla was propozycje nie do odrzucenia! – wykrzyknął Gregor, gdy tylko nas zobaczył – Wszystko jest już ustalone, musicie się jeszcze zgodzić.
Kamil wskazał mu ruchem ręki by mówił dalej.
- Mamy w planach pojechać na kilka dni pod namioty.
- Z dziewczynami oczywiście, one już się zgodziły. – dodał Thomas, zanurzając rękę w paczce z chipsami.
Przyjrzałem się mu uważnie. Wyglądał normalnie i jak widać przez noc nie obrócił hotelu w popiół.
Polak chętnie na to przystał, natomiast ja tylko wzruszyłem ramionami.
- Mam to gdzieś.
- Czyli się zgadzacie. – podsumował Gregor, uśmiechając się szeroko i ukazując nam przy tym wszystkie swoje równe zęby. – Super!
- Andi, wróżko moja, podaj mi szklankę! – Thomas zabrał się za odkręcanie dwulitrowej butelki z Coca-Colą.
Z westchnieniem podszedłem do szafki, w której schowaliśmy przeróżne naczynia i wyciągnąłem stamtąd dwie szklanki.
- Już dobrze się czujesz? – zapytałem, stukając szklanką o szklankę tuż przy jego uchu.
- Auć! – Austriak złapał się za głowę. Skutki wczorajszego upicia towarzyszyły mu do teraz. Mam już przed oczami tą metalową kulkę która z hukiem odbija się od ścianek jego mózgu, nie dając chwili wytchnienia. – Ale ty jesteś wredny Andi! – skarcił mnie, w dalszym ciągu trzymając się za głowę. – Po co w ogóle tu przyszedłeś jak jesteś w takim humorze.
Już miałem mu wspomnieć coś o tym, że jest to mój pokój i mogę tu przychodzić kiedy chce, a jak mu się coś nie podoba, to żeby się wynosił, jednak Gregor zdążył mnie uprzedzić.
- Bo Andreas jest jak okres… Przychodzi i nikt się nie cieszy. – powiedział rozbawiony tą sytuacją, co inni skomentowali głośnym wybuchem śmiechu.
Kamil musiał usiąść na krześle, bo ze śmiechu nie mógł ustać na nogach, Michael mocno się trząsł, zasłaniając usta ręką, a Thomas się popłakał i teraz prawą dłonią, ocierał sobie policzek po którym spływały łzy.
- Dobre! – Morgi przybił piątkę ze swoim rodakiem, po czym zaczęli się znowu śmiać.
Nie wygląda na to by byli pokłóceni. Widocznie źle odebrałem ich wczorajszą rozłąkę. Nie mniej było to dziwne.
- Bardzo śmieszne. – przewróciłem oczami, po czym położyłem szklanki na łóżku i wycofałem się do swojej części pokoju.
- Nie obrażaj się! – zawołał Schlieri, posyłając mi buziaka w powietrzu – Przecież wiesz, że Cię kocham Welli!
Westchnąłem. Czasami zachowywali się jak dzieci i nie mogłem uwierzyć, że ci faceci są ode mnie kilka lat starsi.
Nie za bardzo chciałem jechać z nimi na tą wycieczkę, zwłaszcza po tym co powiedziałem Lenie. Do tej pory poczucie winy przeżerało mnie na wylot. Poza tym nie miałem ochoty na oglądanie tego jak Michael romansuje sobie z Leną. To już było ponad moje siły.
Bałem się pogorszenia stosunków zarówno z moimi kolegami jak i z Leną… Chociaż w tym przypadku nie wiem czy można było zepsuć coś bardziej.
- Nie jadę. – zdecydowałem i zatopiłem wzrok w książce, którą przed momentem wziąłem do rąk.
- Jak to Andreas?! – zdziwił się Thomas – Jesteśmy drużyną. Musisz jechać!
- Nic nie muszę. – odburknąłem, przewracając kartkę, chociaż nie miałem zielonego pojęcia co właśnie przeczytałem.
- Pamiętasz te wszystkie nauki naszych trenerów? – zwrócił się do mnie Gregor – W drużynie nie ma żadnego ja.
- Tak… Nie ma też żadnego ty w słowie dupek, a jednak… - zauważyłem i rzucając książkę na łóżko wyszedłem z pokoju, zostawiając ich samych. Miałem już dość wszystkiego dookoła, musiałem znaleźć chwilę tylko i wyłącznie dla siebie. Przemyśleć to wszystko, gdyż teraz w mojej głowie panował jeden wielki mętlik i nie sposób było go ogarnąć. Jedyne co przebijało się przez tą burze myśli było imię: Lena.
Szczerze mówiąc nie za bardzo jestem przekonana do tego rozdziału... takie trochę lanie wody jak dla mnie, sama nie wiem, ale nie do końca mi przypadł do gustu. Postaram się, żeby następny był lepszy i dłuższy.
Piszcie w komentarzach co myślicie, może akurat wam się spodoba :)
Następny rozdział w okolicach piątku/soboty.
Pozdrawiam :*
Piszcie w komentarzach co myślicie, może akurat wam się spodoba :)
Następny rozdział w okolicach piątku/soboty.
Pozdrawiam :*