Następnego dnia obudziłem się wyjątkowo późno. Kiedy o
godzinie 10 otworzyłem oczy w namiocie już nikogo nie było. Leniwie wygrzebałem
się z namiotu i zarzuciłem na siebie ubranie. Szybko, dłońmi rozczesałem nieład
na głowie i wyszedłem na zewnątrz. Przed namiotami nikogo nie było, jednak
usłyszałem jakieś krzyki i głośne śmiechy dochodzące znad jeziora. Wymijając
lodówkę z jedzeniem, którą ktoś postawił na samym środku, ruszyłem w stronę
dobiegających mnie głosów.
Kiedy przeszedłem przez gęstwinę krzaków, ujrzałem moich przyjaciół, kąpiących się w jeziorze. Austriacy pływali w wodzie, natomiast Kamil z dziewczynami siedzieli na pomoście i radośnie gawędzili. Lena jak zwykle wyglądała olśniewająco.
Jej mokre włosy, opadały na ramiona, a niebieski strój kąpielowy podkreślał idealną opaleniznę.
- Andi! Chodź do nas! – zawołał Michi, który właśnie wynurzył się z wody.
Dobrze wyczuł mój nastrój, miałem teraz ochotę na poranną kąpiel. W biegu zdjąłem koszulkę i mocno odbijając się od brzegu, skoczyłem do wody na główkę.
Z uśmiechem przedzierałem się przez kolejne warstwy, gdy nagle napotkałem przeszkodę. Coś ostrego. Bolało. Moja głowa gwałtownie odskoczyła. Ciało zdrętwiało. Nie mogłem się poruszyć. Ani wydobyć słowa. Jedyne co słyszałem to głośne krzyki. Ktoś krzyczał moje imię. Chciałem mu odpowiedzieć, ale jedyne co wydobyło się z mojej buzi to bulgot. Wtem zobaczyłem coś czerwonego. Czerwone strugi mieszały się z wodą. Zamknąłem oczy. Po co mieć je otwarte skoro krew przysłania ci cały świat.
Kiedy przeszedłem przez gęstwinę krzaków, ujrzałem moich przyjaciół, kąpiących się w jeziorze. Austriacy pływali w wodzie, natomiast Kamil z dziewczynami siedzieli na pomoście i radośnie gawędzili. Lena jak zwykle wyglądała olśniewająco.
Jej mokre włosy, opadały na ramiona, a niebieski strój kąpielowy podkreślał idealną opaleniznę.
- Andi! Chodź do nas! – zawołał Michi, który właśnie wynurzył się z wody.
Dobrze wyczuł mój nastrój, miałem teraz ochotę na poranną kąpiel. W biegu zdjąłem koszulkę i mocno odbijając się od brzegu, skoczyłem do wody na główkę.
Z uśmiechem przedzierałem się przez kolejne warstwy, gdy nagle napotkałem przeszkodę. Coś ostrego. Bolało. Moja głowa gwałtownie odskoczyła. Ciało zdrętwiało. Nie mogłem się poruszyć. Ani wydobyć słowa. Jedyne co słyszałem to głośne krzyki. Ktoś krzyczał moje imię. Chciałem mu odpowiedzieć, ale jedyne co wydobyło się z mojej buzi to bulgot. Wtem zobaczyłem coś czerwonego. Czerwone strugi mieszały się z wodą. Zamknąłem oczy. Po co mieć je otwarte skoro krew przysłania ci cały świat.
LENA
Od dobrej godziny siedziałam na pomoście z dziewczynami
i Kamilem, wesoło rozmawiając na temat skoków narciarskich. Chłopak postanowił
nas trochę wtajemniczyć w ich sportowy świat i właśnie objaśniał nam
szczegółowo co to jest telemark i skąd takie coś w ogóle się wzięło. Muszę
przyznać, że ten sport wcale nie jest taki nudny, jak początkowo mi się
wydawało. Teraz, kiedy stopniowo zaczęłam się w to zagłębiać, dostrzegłam wiele
interesujących rzeczy.
- Andi! Chodź do nas! – usłyszeliśmy Michiego i wszyscy popatrzyliśmy do kogo kieruje swoje krzyki.
Z lasu wyłonił się Andreas i teraz zmierzał ku nam, jak zwykle prezentując swoją luzacką postawę. Po chwili ściągnął z siebie koszulkę, odrzucił ją na bok i zaczął biec.
Musiałam powstrzymać się, żeby nie wydobyć z siebie westchnienia zachwytu. Co jak co, ale klatę miał niesamowitą. Dopiero teraz mogłam naprawdę podziwiać jego opalone, umięśnione ciało. Kiedy zatrzymał się na brzegu, odbił się od ziemi i w nienagannym stylu skoczył na główkę do wody.
- Andi! Chodź do nas! – usłyszeliśmy Michiego i wszyscy popatrzyliśmy do kogo kieruje swoje krzyki.
Z lasu wyłonił się Andreas i teraz zmierzał ku nam, jak zwykle prezentując swoją luzacką postawę. Po chwili ściągnął z siebie koszulkę, odrzucił ją na bok i zaczął biec.
Musiałam powstrzymać się, żeby nie wydobyć z siebie westchnienia zachwytu. Co jak co, ale klatę miał niesamowitą. Dopiero teraz mogłam naprawdę podziwiać jego opalone, umięśnione ciało. Kiedy zatrzymał się na brzegu, odbił się od ziemi i w nienagannym stylu skoczył na główkę do wody.
Gdy po kilkudziesięciu
sekundach Andreas nie wypłynął na powierzchnię, wymieniłam z Blanką
zaniepokojone spojrzenia. Czy to kolejny głupi żart z jego strony? Gregor z
Thomasem zaczęli krzyczeć, że ma się nie wygłupiać, jednak Niemiec dalej nie
pojawiał się na powierzchni.
Wszystko co stało się potem, wydarzyło się w ułamku sekundy.
Kamil szybko zanurkował pod wodę i niecałą minutę później holował nieprzytomnego Andreasa na brzeg.
- Cholera. – zaklęłam pod nosem i popędziłam w kierunku chłopaków.
Michael już dzwonił po karetkę, szczegółowo objaśniając im gdzie powinni się zjawić.
Pozostali pochylali się nad Niemcem, który leżał nieruchomo na brzegu, a z jego czoła spływała ciemna krew. Mimowolnie przyłożyłam dłoń do otwartej buzi. Nie wyglądało to dobrze. Zaczęłam się o niego martwić. Ze zdenerwowania krążyłam wokół przyjaciół, modląc się w duchu, żeby tutaj mieli lepszą ekipę ratowniczą niż w Polsce i byli w stanie przyjechać na czas.
Nie myliłam się, już po dziesięciu minutach razem z Kamilem i Michaelem siedzieliśmy w karetce, która na sygnale transportowała nas do szpitala. Pozostali zostali na miejscu, by spakować nasze rzeczy i jak najszybciej do nas dołączyć.
- Hej, wyluzuj będzie dobrze. – Kamil uścisnął mocno moją dłoń, a ja uśmiechnęłam się niewyraźnie. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo jestem spięta.
Dlaczego tak bardzo się tym przejęłam? Jeszcze przedwczoraj nie cierpiałam Andreasa… czy przez ten czas mogło się coś zmienić?
Wszystko co stało się potem, wydarzyło się w ułamku sekundy.
Kamil szybko zanurkował pod wodę i niecałą minutę później holował nieprzytomnego Andreasa na brzeg.
- Cholera. – zaklęłam pod nosem i popędziłam w kierunku chłopaków.
Michael już dzwonił po karetkę, szczegółowo objaśniając im gdzie powinni się zjawić.
Pozostali pochylali się nad Niemcem, który leżał nieruchomo na brzegu, a z jego czoła spływała ciemna krew. Mimowolnie przyłożyłam dłoń do otwartej buzi. Nie wyglądało to dobrze. Zaczęłam się o niego martwić. Ze zdenerwowania krążyłam wokół przyjaciół, modląc się w duchu, żeby tutaj mieli lepszą ekipę ratowniczą niż w Polsce i byli w stanie przyjechać na czas.
Nie myliłam się, już po dziesięciu minutach razem z Kamilem i Michaelem siedzieliśmy w karetce, która na sygnale transportowała nas do szpitala. Pozostali zostali na miejscu, by spakować nasze rzeczy i jak najszybciej do nas dołączyć.
- Hej, wyluzuj będzie dobrze. – Kamil uścisnął mocno moją dłoń, a ja uśmiechnęłam się niewyraźnie. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo jestem spięta.
Dlaczego tak bardzo się tym przejęłam? Jeszcze przedwczoraj nie cierpiałam Andreasa… czy przez ten czas mogło się coś zmienić?
Dwie godziny później,
siedzieliśmy całą grupą w poczekalni, czekając na jakieś informacje od lekarzy.
Nie, nie zabrali go na stół, nie miał operacji, nic z tych rzeczy, ale żadna
osoba nie zechciała się do nas pofatygować, a nasze pytania zbywali milczeniem.
- Mam dość. – Gregor gwałtownie podniósł się z krzesła – Idę do tego ich pokoiku i jeżeli jeszcze raz będą próbowali mnie spławić to… to zacznę krzyczeć. – dodał po chwili zastanowienia i zniknął na końcu korytarza.
Po 10 minutach przyszedł do nas z uśmiechem na twarzy i oznajmił:
- To nic poważnego, nie ma żadnego wgniecenia w czaszce ani… ani nic z tych rzeczy, które wymieniała mi ta dziwna pani doktor. – podrapał się po głowie, jakby do teraz zastanawiał się co właściwie do niego mówiła – No… to tylko jakaś rana na czole, dość głęboka, ale nie na tyle poważna byśmy mieli się martwić. I według niej powinniśmy iść do domu, bo swoim mizernym wyglądem straszymy pacjentów.
- Że niby ja swoim wyglądem odstraszam pacjentów? – oburzył się Thomas – Zaprowadź mnie proszę do tej niewyedukowanej baby, to sobie pogadamy!
Z lekkim uśmiechem obserwowałam wybuch złości Thomasa i żartującego sobie z niego Schlieriego, po czym zapytałam:
- Kiedy będzie można go odwiedzić?
- A faktycznie! – Gregor uderzył się otwartą dłonią w czoło – Powiedziała, że mamy teraz pół godziny na odwiedziny. Już oprzytomniał, ale musi jeszcze odpoczywać… czy coś w ten deseń.
Pokręciłam z rozbawieniem głową i skierowałam się do sali numer 206, gdzie znajdował się teraz skoczek. Popchnęłam białe drzwi i podeszłam do łóżka, na którym leżał.
- Cześć. – posłałam mu uśmiech pełen otuchy, a on szeroko się uśmiechnął. Czoło miał całe zabandażowane, a w jego oczach widać było zmęczenie, ale poza tym jak na kogoś kto właśnie zaliczył wypadek, prezentował się bardzo dobrze.
- O wiele lepiej. – stwierdził.
- Słucham?
- To znaczy… cieszę się, że was widzę. – oznajmił i wychylił głowę, by powitać pozostałych, których aktualnie mu zasłoniłam.
Chcąc zrobić im trochę miejsca, by swobodnie mogli porozmawiać, usunęłam się i stanęłam po drugiej stronie szpitalnego łóżka.
Dziewczyny po upewnieniu się, że nic mu nie jest, stanęły na boku. Bardzo lubiły Andreasa, ale nie miały z nim szczególnie bliskich relacji, a chłopcy bardzo chcieli z nim pogadać, więc we trójkę usiadłyśmy na krzesłach rozstawionych na końcu sali i czekałyśmy aż skończą. Po 20 minutach, kiedy już się nagadali, Austriacy oznajmili, że jadą do hotelu odstawić rzeczy, ale że jutro przyjadą, żeby wyciągnąć Andiego z tej „białej nory”.
Zabrali też ze sobą dziewczyny, ja miałam jechać z Kamilem.
- Lena zostań tu na chwilę, ja tylko skoczę kupić naszemu poszkodowanemu coś do jedzenia, bo zaraz zdechnie biedak z głodu.
Pokiwałam głową i spojrzałam na Andreasa. Nie wiem jak to możliwe w tak szybkim czasie, ale on już zasnął. Powieki miał zamknięte, a jego oddech był spokojny i miarowy. Po cichu do niego podeszłam i usiadłam na skraju łóżka.
Po kilku minutach wpatrywania się w jego twarz, uniosłam rękę i powoli zbliżyłam do jego twarzy. Lekko pogłaskałam go kciukiem po policzku, wyglądał tak niewinnie.
Lecz chwilę później cały czar prysł, bo dostrzegłam na jego buzi łobuzerski uśmiech.
- Wcale nie śpisz! – dźgnęłam go w brzuch, przewracając przy tym oczami, a on wybuchnął śmiechem.
- Przepraszam. – odpowiedział ze skruchą, próbując zamaskować swoje rozbawienie.
- Tak to jest, jak na chwilę człowiek się nad Tobą rozczuli i trochę Cię pożałuje. – westchnęłam, ale w pewnym momencie na moją twarz także wpełzł uśmiech.
- To miłe, że się martwisz… że jednak trochę Cię obchodzę. – stwierdził i chwycił mnie za rękę, a mnie przeszedł po ciele dreszcz.
- W końcu przynosisz mi szczęście, prawda? – przypomniałam mu, starając się zignorować gęsią skórkę, która pojawiła się na całym moim ciele.
- Tak racja. – pokiwał głową, po czym dodał:
- Więc jednak są jakieś pozytywne strony tego wypadku, ale i tak nie mogę się doczekać, aż jutro mnie stąd wypiszą. Czuje się jakbym był zamknięty w psychiatryku. – z dezaprobatą w oczach przebiegł wzrokiem cały pokój, w którym się znajdowaliśmy.
- Masz szczęście, że to nic poważnego.
W chwili gdy wypowiedziałam to zdanie, do pomieszczenia wszedł Kamil, trzymając w ręku siatkę z owocami, paczkę ciastek i dwie wody mineralne.
Gwałtownie wyrwałam swoją dłoń z uścisku chłopaka, jednak byłam pewna, że Polak to dostrzegł. Mimo tego, taktownie udał, że nic nie zauważył.
Szybko pożegnaliśmy się z Niemcem i wyszliśmy ze szpitala kierując się w stronę czarnego auta, które zostało dostarczone tutaj przez Morgiego.
- Mówiłem Ci, że on nie jest taki zły. – powiedział Kamil, jakoś dziwnie zadowolony, a ja w głębi duszy przyznałam mu rację… Chyba polubiłam tego zabójczo przystojnego blondyna z lazurowymi oczami.
- Mam dość. – Gregor gwałtownie podniósł się z krzesła – Idę do tego ich pokoiku i jeżeli jeszcze raz będą próbowali mnie spławić to… to zacznę krzyczeć. – dodał po chwili zastanowienia i zniknął na końcu korytarza.
Po 10 minutach przyszedł do nas z uśmiechem na twarzy i oznajmił:
- To nic poważnego, nie ma żadnego wgniecenia w czaszce ani… ani nic z tych rzeczy, które wymieniała mi ta dziwna pani doktor. – podrapał się po głowie, jakby do teraz zastanawiał się co właściwie do niego mówiła – No… to tylko jakaś rana na czole, dość głęboka, ale nie na tyle poważna byśmy mieli się martwić. I według niej powinniśmy iść do domu, bo swoim mizernym wyglądem straszymy pacjentów.
- Że niby ja swoim wyglądem odstraszam pacjentów? – oburzył się Thomas – Zaprowadź mnie proszę do tej niewyedukowanej baby, to sobie pogadamy!
Z lekkim uśmiechem obserwowałam wybuch złości Thomasa i żartującego sobie z niego Schlieriego, po czym zapytałam:
- Kiedy będzie można go odwiedzić?
- A faktycznie! – Gregor uderzył się otwartą dłonią w czoło – Powiedziała, że mamy teraz pół godziny na odwiedziny. Już oprzytomniał, ale musi jeszcze odpoczywać… czy coś w ten deseń.
Pokręciłam z rozbawieniem głową i skierowałam się do sali numer 206, gdzie znajdował się teraz skoczek. Popchnęłam białe drzwi i podeszłam do łóżka, na którym leżał.
- Cześć. – posłałam mu uśmiech pełen otuchy, a on szeroko się uśmiechnął. Czoło miał całe zabandażowane, a w jego oczach widać było zmęczenie, ale poza tym jak na kogoś kto właśnie zaliczył wypadek, prezentował się bardzo dobrze.
- O wiele lepiej. – stwierdził.
- Słucham?
- To znaczy… cieszę się, że was widzę. – oznajmił i wychylił głowę, by powitać pozostałych, których aktualnie mu zasłoniłam.
Chcąc zrobić im trochę miejsca, by swobodnie mogli porozmawiać, usunęłam się i stanęłam po drugiej stronie szpitalnego łóżka.
Dziewczyny po upewnieniu się, że nic mu nie jest, stanęły na boku. Bardzo lubiły Andreasa, ale nie miały z nim szczególnie bliskich relacji, a chłopcy bardzo chcieli z nim pogadać, więc we trójkę usiadłyśmy na krzesłach rozstawionych na końcu sali i czekałyśmy aż skończą. Po 20 minutach, kiedy już się nagadali, Austriacy oznajmili, że jadą do hotelu odstawić rzeczy, ale że jutro przyjadą, żeby wyciągnąć Andiego z tej „białej nory”.
Zabrali też ze sobą dziewczyny, ja miałam jechać z Kamilem.
- Lena zostań tu na chwilę, ja tylko skoczę kupić naszemu poszkodowanemu coś do jedzenia, bo zaraz zdechnie biedak z głodu.
Pokiwałam głową i spojrzałam na Andreasa. Nie wiem jak to możliwe w tak szybkim czasie, ale on już zasnął. Powieki miał zamknięte, a jego oddech był spokojny i miarowy. Po cichu do niego podeszłam i usiadłam na skraju łóżka.
Po kilku minutach wpatrywania się w jego twarz, uniosłam rękę i powoli zbliżyłam do jego twarzy. Lekko pogłaskałam go kciukiem po policzku, wyglądał tak niewinnie.
Lecz chwilę później cały czar prysł, bo dostrzegłam na jego buzi łobuzerski uśmiech.
- Wcale nie śpisz! – dźgnęłam go w brzuch, przewracając przy tym oczami, a on wybuchnął śmiechem.
- Przepraszam. – odpowiedział ze skruchą, próbując zamaskować swoje rozbawienie.
- Tak to jest, jak na chwilę człowiek się nad Tobą rozczuli i trochę Cię pożałuje. – westchnęłam, ale w pewnym momencie na moją twarz także wpełzł uśmiech.
- To miłe, że się martwisz… że jednak trochę Cię obchodzę. – stwierdził i chwycił mnie za rękę, a mnie przeszedł po ciele dreszcz.
- W końcu przynosisz mi szczęście, prawda? – przypomniałam mu, starając się zignorować gęsią skórkę, która pojawiła się na całym moim ciele.
- Tak racja. – pokiwał głową, po czym dodał:
- Więc jednak są jakieś pozytywne strony tego wypadku, ale i tak nie mogę się doczekać, aż jutro mnie stąd wypiszą. Czuje się jakbym był zamknięty w psychiatryku. – z dezaprobatą w oczach przebiegł wzrokiem cały pokój, w którym się znajdowaliśmy.
- Masz szczęście, że to nic poważnego.
W chwili gdy wypowiedziałam to zdanie, do pomieszczenia wszedł Kamil, trzymając w ręku siatkę z owocami, paczkę ciastek i dwie wody mineralne.
Gwałtownie wyrwałam swoją dłoń z uścisku chłopaka, jednak byłam pewna, że Polak to dostrzegł. Mimo tego, taktownie udał, że nic nie zauważył.
Szybko pożegnaliśmy się z Niemcem i wyszliśmy ze szpitala kierując się w stronę czarnego auta, które zostało dostarczone tutaj przez Morgiego.
- Mówiłem Ci, że on nie jest taki zły. – powiedział Kamil, jakoś dziwnie zadowolony, a ja w głębi duszy przyznałam mu rację… Chyba polubiłam tego zabójczo przystojnego blondyna z lazurowymi oczami.
Z dedykacją dla Niny, najlepszego krytyka literackiego! <3
Mi tak średnio, bo jestem zestresowana egzaminami gimnazjalnymi, które będę pisać...już pojutrze! :O
Okropnie to brzmi. Jednak pod koniec tygodnia postaram się coś dodać, mam już plan na następny rozdział i jeżeli nic się nie zmieni w mojej głowie, wyobraźni to mam przeczucie, że bardzo wam się spodoba :D
Jeżeli wśród was jest ktoś kto razem ze mną będzie się męczył przez trzy dni na egzaminach, to powodzenia życzę! :) Damy radę. Bo kto jak nie my? :*